Obudziłam się...fuck...znowu szpital. Co tym razem się stało?
-Elen! Ty wiesz jakiego nam stracha dzieciaku narobiłaś? - Zapytała cała blada mama. Zaraz co?! Mama?
-Znowu jestem w niebie?- Zapytałam się ze zdziwieniem w głosie.
-Jeżeli niebem nazywasz szpital to jesteś w niebie. -Uśmiechnęła jakby z przymusu się zmartwiona rodzicielka.
-Gdzie jest tata? -Zmrużyłam brwi.
-Tu kochanie. -Praktycznie zza moich pleców wyłonił się ojciec z dziwnym uśmiechem. Spojrzałam na niego niepewnie, odwróciłam się do mamy której już nie było. Tata wyciągnął zza pleców nóż. Dziwne było to że nie miałam nic przyczepione do ręki. Zaczęłam uciekać, ojciec biegł za mną na korytarzu nie było nikogo. Biegłam z całych sił, długim korytarzem aż dobiegłam do jakiś drzwi, otworzyłam je z impetem i wbiegłam dalej po wyglądzie poznałam że był to psychiatryk.
-Chodź Elen, my tylko chcemy ci pomóc. -Powiedział mężczyzna w fartuchu. Kiwnęłam głową na nie i chciałam dalej uciec lecz uniemożliwili mi to kolejni pielęgniarze. Były tu też dwie pielęgniarki z wielkimi notesami.
-NIE!!! DLACZEGO JA?! TO ON! TO ON ICH WSZYSTKICH...
-Elen nie kłam. Gdy skończymy badania będziesz później mogła iść pobawić się z innymi dziewczynkami. -Uśmiechnęła się zachęcająco pielęgniarka, jednak ja w niej widziałam istne zło.
-NIEEEE!!!!!!!TO NIE JA!! UWIERZCIE MI!
-Elen...Elen kochanie obudź się! -Poczułam serię delikatnych szarpnięć. -Elen..
Szybko otworzyłam oczy.
-Już wszystko ok. Uspokój się. -Otrzymałam delikatnego całusa w czoło. -Co ci się przyśniło?
-Na razie nie mogę ci powiedzieć. Kiedyś ci opowiem. Dobrze? -Uśmiechnęłam się krzywo.
-Michael dzwonił. Wylecieli z Jasmin i z dzieciakami na Hawaje.-Uśmiechnął delikatnie chłopak.
-Tak bez wcześniejszej zapowiedzi? -Zdziwiłam się na słowa mojego chłopaka.
-Noo... Tak jakoś.
-Ale przecież tata ostatnio słabo się czuł, co nie?
-Tak ale jeżeli wylecieli to chyba już mu się polepszyło. Tak czy siak nie martw się, dziś tylko ty i ja i...niespodzianka. -Przytulił mnie ramieniem.
-Niespodzianka? -Co to to nie. Ostatnimi czasy mam dość niespodzianek.
-Ubieraj się. Idziemy do kina. - Uśmiechnął się chłopak wychodząc z pokoju.
_________________
Przepraszam że tak krótko ale ostatnio mam nawał z egzaminami a szczególnie jutro z najtrudniejszych, jak dla mnie, chemia i fizyka.
Pretty young dream
poniedziałek, 30 maja 2016
PYTANIE
Mam pytanie dotyczące bloga. Chcecie kontynuację opowiadania "Pretty young thing" ? Czy lepiej już przestać pisać? I czy ktoś w ogóle będzie to jeszcze czytał?
WYBÓR NALEŻY DO WAS,
mogę pisać ale stawiam sobie pytanie, czy jest sens pisania i czy ktoś będzie czytał?
WYBÓR NALEŻY DO WAS,
mogę pisać ale stawiam sobie pytanie, czy jest sens pisania i czy ktoś będzie czytał?
czwartek, 12 listopada 2015
The End
Po długiej nieobecności na blogu postanowiłam coś w końcu napisać, a mianowicie koniec Pretty Young Dream. Dzięki wam za tak dużą liczbę wyświetleń, bez Was nie dałabym sobie rady...A może bym dała? Nie wiem, tak czy siak dzięki wam za wszystko, za komentarze itp. Jesteście wspaniali.
-Czemu tak zrobiłaś co? Po co się zabiłaś? Czemu...-Andy przerwał i wstał gwałtownie. -Czemu?! Nie rozumiesz że to wojna gangów? Nie TWOJA Elen...-Złagodził ton głosu, oparł się o białą ścianę. -Nie powinnaś. Wiesz ile bólu zadałaś swojej rodzinie? Fanom?
-A wiesz kurwa ile ty mi zadałeś ran?! Wiesz?! Najpierw narkotyki, no ok, pomogłam ci z tego wyjść...-Przełknęła ślinę.- Potem zaręczyny. Fajnie, "E+A=Love"! -Wykrzyknęła ostatnie słowo.
-El...-Chłopak chciał coś powiedzieć, ale no właśnie ALE.
-Nie przerywaj mi! ...Potem się dowiedziałam o jakiś pieprzonych twoich wojnach gangu...-Przełknęła ślinę. Cisza, sekunda a może minuta? -...Myślisz że mi jest lekko? Kocham cię... I dlatego...I dlatego...-Nastolatka się rozpłakała.
-Ejj ciii... Już dobrze, nie płacz. Przepraszam.-Andy pocałował Elen w skroń i przytulił.
-Pamiętasz świąteczne światła w Neverland? Albo miny ludzi gdy okazało się że jesteśmy parą? -Zapytała znienacka.
-Tak, pamiętam. Ale najbardziej zdenerwowani i zazdrosni byli chłopacy...-Nastolatek nie przestawał głaskać dziewczyny po głowie.
-Hahah tak w pewnym momencie..
_____
____Na Ziemi_ ___
-Michael wiem że to nie jest odpowiedni moment ale...-Jasmin trzymała jakąś kartkę w dłoni.
-Nie mam czasu, wybacz. -Już chciał jej kazać wyjść z pokoju gdy. . .
-NIE! Nigdy nie masz już czasu! Wiem że po stracie córki jest ci, nam ciężko ale zrozum, masz dzieci! Nie zaniedbywuj ich! Cały czas Blanket się pyta o ciebie, a ty nigdy nie wychodzisz. Zachowujesz się jak totalny EGOISTA! Myślisz że nikt z nas nie jest w szoku po tym wszystkim?! Zobacz co ty zrobiłeś ze sobą! - Jasmin już miała dość, od dwóch dni Michael nie wychodzi z pokoju, zaczął znowu brać leki, nawet nie patrząc na etykietę.
-Co to za kartka?-Postanowił zmienić temat.
-USG. -Odpowiedziała jakby od niechcenia. Nie była pewna czy da sobie radę, tak da, bo Michael nawet nie ma zamiaru podnieść się z łóżka a co dopiero być ojcem dla kolejnego dziecka, które potrzebuje opieki obydwu rodziców.
-USG?- Wytrzeszczył oczy.
-Tak, to ...Będziesz ojcem. -Oznajmiła i wyszła z pokoju który nie był wietrzony przez trzy dni.-Nie zapomnij że dzisiaj jest pogrzeb Elen, może raz, raczysz łaskawie wyjść z tych czterech ścian.-Powiedziała po czym wyszła z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Paris, Blanket oraz Prince oglądali TV.
Wiadomości___
-Ta wiadomość obiegła już cały świat. Córka sławnego Michael'a Jacksona, Elen, popełniła samobójstwo wraz z jej narzeczonym Andym. Już dzisiaj pogrzeb!
_Muzyczka_
-Ja pierdole...-Prince wyłączył telewizor.
-Nie pierdol braciszku, bo powiększysz rodzinę o nowego Jackson'a. -Zaśmiał się sucho Blanket.
-Ale słyszeliście chłopacy że Jasmin jest w ciąży? -Zagadnęła Paris.
-Nie obgadujcie bo wam krosty na językach powyskakują. -Jakby z nikąd pojawiła się w drzwiach Jasmin.
-Graaatuuuulacjeeeee!!!!- Cała trójka żuciła się na Jasmin w celu przytulenia.
-Ej...Dobra dobra! Bo mnie udusicie! -Zaśmiała się kobieta. -A tak już na serio, co ubieracie na pogrzeb Eleny?
-Ja tą czarną sukienkę co na urodziny od Elen dostałam.-Oznajmiła Paris.
-Ja z Blanket'em takie same garnitury. Wszystko przygotowane.-Powiedział Prince.
-Tacie już powiedziałam. Za chwilę zejdzie na dół.-Usiadła się na fotel i zaczęła dokańczać post na blogu.
____
W kaplicy
___
-Zgromandziliśmy się dzisiaj w tym oto miejscu, aby pożegnać dwoje bardzo młodych ludzi. Elenę Jackson i Andy'ego Biersack'a..-Ksiądz zaczął swoją przemowę. Michael ledwo się trzymał, twarz miał całą czerwoną od płaczu, oczywiście wszyscy płakali ale to on najbardziej.
___
-Hej już jesteśmy!-Do pomieszczenia wparowali po kolei: Susie, Kurt, Whitney oraz Kim.
-I co? -Zapytała z ciekawością w głosie, siedząca na białym krześle Elen.
-Zgodził się!-Wykrzyknęła radośnie Kim.
-Tylko musicie się pośpieszyć, bo już pogrzeb się kończy i za chwilę zamkną trumny.-Ponaglał Kurt.
-Ok, dzięki za wszystko. Kiedy się widzimy?-Zapytała dziewczyna.
-Miejmy nadzieję że nie tak szybko jak w ostatnim czasie. Bo Bóg się już nie zgodzi. -Oznajmił Cobain.
-Córcia pa! Uważajcie tam na siebie.
No i znowu ciemność.
___
-Można już zamknąć trumny! -Zawołał ksiądz.
-Chwilka, chcę jeszcze chwilę ją zobaczyć. -Michael z Jasmin wstali z ławki i podeszli do trumien. Nagle ręka Elen drgnęła.
-Michael widziałeś to? -Zapytała wystraszona Jasmin.
-N-nie a co?-Spytał zdezorientowany i podrapał się po głowie.
-Ręka Elen drgnęła.-Oznajmiła.
-Wydawało ci się. -Michael był spokojnieszy niż rano.
-Nie.
Michael spojrzał na Jasmin jakby była z Marsa.
-T-tato? Z-z-zimn-no.-Usłyszeli cichutki głos Elen. Paris wraz z braćmi przybiegła koło trumny.
-Elen! Dziecko drogie!!! -Michael o mały włos nie dostał zawału. Wszyscy obkrążyli trumnę Elen dokoła.
-Możecie mi pomóc wstać z tego. Bo trumna raczej nie jest wygodna... No przyznaję że materiał jest miękki no ale...-Elena się zaśmiała. Wszyscy byli zdezorientowani.
-Hej wam co tam?-Nagle zza pleców Paris "wyrósł" Andy.
-Aaaaaaaaa!!!!!! -Wszyscy tak jak stali zaczęli się drzeć. Ksiądz już dawno zdążył zemdleć.
-Zamiast się cieszyć że żyjemy to ci drą się jak poparzeni. -Zaśmiał się Andy.
-ALe jak wy? Przecież? A głowa? A? A? -Blanket nie wiedział co ma powiedzieć.
-Powiedzmy że dostaliśmy kolejną szansę. -Oznajmiła Elen.
-A-a-ahaaa... Ej i głowy się wam zrosły! Nie ma dziur!!!-Wykrzyknęła Jasmin.
-Cud? -Andy podniósł do góry ręce.
-A nie mówiłem?! Modlić się trzeba to manna sypnie się z nieba! -Michael podniósł palec do góry.
-To co jedziemy do domu? Czy będziemy tu tak stać?-Zapytała Paris.
-Jedziemy!
THE. END
-Czemu tak zrobiłaś co? Po co się zabiłaś? Czemu...-Andy przerwał i wstał gwałtownie. -Czemu?! Nie rozumiesz że to wojna gangów? Nie TWOJA Elen...-Złagodził ton głosu, oparł się o białą ścianę. -Nie powinnaś. Wiesz ile bólu zadałaś swojej rodzinie? Fanom?
-A wiesz kurwa ile ty mi zadałeś ran?! Wiesz?! Najpierw narkotyki, no ok, pomogłam ci z tego wyjść...-Przełknęła ślinę.- Potem zaręczyny. Fajnie, "E+A=Love"! -Wykrzyknęła ostatnie słowo.
-El...-Chłopak chciał coś powiedzieć, ale no właśnie ALE.
-Nie przerywaj mi! ...Potem się dowiedziałam o jakiś pieprzonych twoich wojnach gangu...-Przełknęła ślinę. Cisza, sekunda a może minuta? -...Myślisz że mi jest lekko? Kocham cię... I dlatego...I dlatego...-Nastolatka się rozpłakała.
-Ejj ciii... Już dobrze, nie płacz. Przepraszam.-Andy pocałował Elen w skroń i przytulił.
-Pamiętasz świąteczne światła w Neverland? Albo miny ludzi gdy okazało się że jesteśmy parą? -Zapytała znienacka.
-Tak, pamiętam. Ale najbardziej zdenerwowani i zazdrosni byli chłopacy...-Nastolatek nie przestawał głaskać dziewczyny po głowie.
-Hahah tak w pewnym momencie..
_____
____Na Ziemi_ ___
-Michael wiem że to nie jest odpowiedni moment ale...-Jasmin trzymała jakąś kartkę w dłoni.
-Nie mam czasu, wybacz. -Już chciał jej kazać wyjść z pokoju gdy. . .
-NIE! Nigdy nie masz już czasu! Wiem że po stracie córki jest ci, nam ciężko ale zrozum, masz dzieci! Nie zaniedbywuj ich! Cały czas Blanket się pyta o ciebie, a ty nigdy nie wychodzisz. Zachowujesz się jak totalny EGOISTA! Myślisz że nikt z nas nie jest w szoku po tym wszystkim?! Zobacz co ty zrobiłeś ze sobą! - Jasmin już miała dość, od dwóch dni Michael nie wychodzi z pokoju, zaczął znowu brać leki, nawet nie patrząc na etykietę.
-Co to za kartka?-Postanowił zmienić temat.
-USG. -Odpowiedziała jakby od niechcenia. Nie była pewna czy da sobie radę, tak da, bo Michael nawet nie ma zamiaru podnieść się z łóżka a co dopiero być ojcem dla kolejnego dziecka, które potrzebuje opieki obydwu rodziców.
-USG?- Wytrzeszczył oczy.
-Tak, to ...Będziesz ojcem. -Oznajmiła i wyszła z pokoju który nie był wietrzony przez trzy dni.-Nie zapomnij że dzisiaj jest pogrzeb Elen, może raz, raczysz łaskawie wyjść z tych czterech ścian.-Powiedziała po czym wyszła z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Paris, Blanket oraz Prince oglądali TV.
Wiadomości___
-Ta wiadomość obiegła już cały świat. Córka sławnego Michael'a Jacksona, Elen, popełniła samobójstwo wraz z jej narzeczonym Andym. Już dzisiaj pogrzeb!
_Muzyczka_
-Ja pierdole...-Prince wyłączył telewizor.
-Nie pierdol braciszku, bo powiększysz rodzinę o nowego Jackson'a. -Zaśmiał się sucho Blanket.
-Ale słyszeliście chłopacy że Jasmin jest w ciąży? -Zagadnęła Paris.
-Nie obgadujcie bo wam krosty na językach powyskakują. -Jakby z nikąd pojawiła się w drzwiach Jasmin.
-Graaatuuuulacjeeeee!!!!- Cała trójka żuciła się na Jasmin w celu przytulenia.
-Ej...Dobra dobra! Bo mnie udusicie! -Zaśmiała się kobieta. -A tak już na serio, co ubieracie na pogrzeb Eleny?
-Ja tą czarną sukienkę co na urodziny od Elen dostałam.-Oznajmiła Paris.
-Ja z Blanket'em takie same garnitury. Wszystko przygotowane.-Powiedział Prince.
-Tacie już powiedziałam. Za chwilę zejdzie na dół.-Usiadła się na fotel i zaczęła dokańczać post na blogu.
____
W kaplicy
___
-Zgromandziliśmy się dzisiaj w tym oto miejscu, aby pożegnać dwoje bardzo młodych ludzi. Elenę Jackson i Andy'ego Biersack'a..-Ksiądz zaczął swoją przemowę. Michael ledwo się trzymał, twarz miał całą czerwoną od płaczu, oczywiście wszyscy płakali ale to on najbardziej.
___
-Hej już jesteśmy!-Do pomieszczenia wparowali po kolei: Susie, Kurt, Whitney oraz Kim.
-I co? -Zapytała z ciekawością w głosie, siedząca na białym krześle Elen.
-Zgodził się!-Wykrzyknęła radośnie Kim.
-Tylko musicie się pośpieszyć, bo już pogrzeb się kończy i za chwilę zamkną trumny.-Ponaglał Kurt.
-Ok, dzięki za wszystko. Kiedy się widzimy?-Zapytała dziewczyna.
-Miejmy nadzieję że nie tak szybko jak w ostatnim czasie. Bo Bóg się już nie zgodzi. -Oznajmił Cobain.
-Córcia pa! Uważajcie tam na siebie.
No i znowu ciemność.
___
-Można już zamknąć trumny! -Zawołał ksiądz.
-Chwilka, chcę jeszcze chwilę ją zobaczyć. -Michael z Jasmin wstali z ławki i podeszli do trumien. Nagle ręka Elen drgnęła.
-Michael widziałeś to? -Zapytała wystraszona Jasmin.
-N-nie a co?-Spytał zdezorientowany i podrapał się po głowie.
-Ręka Elen drgnęła.-Oznajmiła.
-Wydawało ci się. -Michael był spokojnieszy niż rano.
-Nie.
Michael spojrzał na Jasmin jakby była z Marsa.
-T-tato? Z-z-zimn-no.-Usłyszeli cichutki głos Elen. Paris wraz z braćmi przybiegła koło trumny.
-Elen! Dziecko drogie!!! -Michael o mały włos nie dostał zawału. Wszyscy obkrążyli trumnę Elen dokoła.
-Możecie mi pomóc wstać z tego. Bo trumna raczej nie jest wygodna... No przyznaję że materiał jest miękki no ale...-Elena się zaśmiała. Wszyscy byli zdezorientowani.
-Hej wam co tam?-Nagle zza pleców Paris "wyrósł" Andy.
-Aaaaaaaaa!!!!!! -Wszyscy tak jak stali zaczęli się drzeć. Ksiądz już dawno zdążył zemdleć.
-Zamiast się cieszyć że żyjemy to ci drą się jak poparzeni. -Zaśmiał się Andy.
-ALe jak wy? Przecież? A głowa? A? A? -Blanket nie wiedział co ma powiedzieć.
-Powiedzmy że dostaliśmy kolejną szansę. -Oznajmiła Elen.
-A-a-ahaaa... Ej i głowy się wam zrosły! Nie ma dziur!!!-Wykrzyknęła Jasmin.
-Cud? -Andy podniósł do góry ręce.
-A nie mówiłem?! Modlić się trzeba to manna sypnie się z nieba! -Michael podniósł palec do góry.
-To co jedziemy do domu? Czy będziemy tu tak stać?-Zapytała Paris.
-Jedziemy!
THE. END
wtorek, 3 listopada 2015
Informacja
Powiem szczerze ostatnio mam duuuży mętlik w głowie oraz męczy mnie brak weny. Tak więc postanowiłam że jest już to NAPRAWDĘ ostatnia część opowiadania z Elen...Ale będę za to dodawała częściej moje kolejne opo "Brezzy" czy jakoś tak.
Mam do was pytanie. Jak chcecie żeby skończyło się opo.
a) Elena i Andy umierają a Jasmin i Michael są dalej razem.
b) Elena i Andy ożywają a Jasmin i Michael są dalej razem.
Mam do was pytanie. Jak chcecie żeby skończyło się opo.
a) Elena i Andy umierają a Jasmin i Michael są dalej razem.
b) Elena i Andy ożywają a Jasmin i Michael są dalej razem.
poniedziałek, 19 października 2015
1cz. -Breezy
Malutka dziewczynka, która miała zaledwie trzy latka wpatrywała się w jeden punkt za oknem... Znajdowała się w domu dziecka, w którym przebywała od dwóch lat, jej rodzice, o ile można ich tak nazwać katowali małą, jak dziewczynka miała roczek zaineresowali się jej stanem ludzie z opieki społecznej...Co by dalej opisywać każdy chyba wie jak się kończą takie sprawy, dzięki Bogu tu trafiła. Widać było że po mimo wszystko ich kocha i że za nimi w pewnym sensie tęskni.
-Kate i co znalazłaś już twoją szczęśliwą gwiazdkę? -Zapytała z troską w głosie Amber jej przyjaciółka, starsza od niej o kilkanaście lat ale to nie przeszkadzało w załapaniu dobrego kontaktu.
-Tak. -Uśmiechnęła się szeroko i pokazała kartkę papieru w kształcie gwiazdy.
-To ta? -Zapytała z lekkim zaciekawieniem nastolatka, która w te święta miała stać się pełnoletnia. Jej zachowanie na pewno się nie zmieni ale co będzie dalej z nią?
-Mhm...-Kiwnęła głową blondynka. -Chces zobacyć? -Zapytała dziewczynka.
-Tak jak najbardziej, pokaż.-Nastolatka wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki która podała jej kartkę.
-Jeeeny, to ty sama rysowałaś? -Zdziwiła się Amber, marszcząc przy tym brwi.
-Nie... Ciocia mi pomagała. -Wskazała rączką na opiekunkę grupy, która się do niej usmiechnęła.
-Ale to ty pokolorowałaś, a to już jest większość pracy, więc Kate należą się brawa. -Dziewcznka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pobiegła do grupki dzieci bawiących się w berka.
-Niedługo nowy rok, to znaczy za kilka miesięcy...-Amber oparła się o ścianę.
-1964... Jak to brzmi, nie tak dawno był 1960. -Uśmiechnęła się Jessica.
-Robimy coś na halloween?-Zapytała znienacka nastolatka.
-Myślałam już nad tym ale chyba będziemy zbierać cukierki. -Oznajmiła kobieta. -Ale to jeszcze nie jest pewne...-Podeszła do biurka, usiadła na krzesło. Po czasie zadzwonił telefon.
-Witam, dom dziecka nr 10 w Panamie.
-...
-Na kiedy?
-...
-Aha, dobrze...dobrze. Mogliby państwo podać numer telefonu?
-Kate i co znalazłaś już twoją szczęśliwą gwiazdkę? -Zapytała z troską w głosie Amber jej przyjaciółka, starsza od niej o kilkanaście lat ale to nie przeszkadzało w załapaniu dobrego kontaktu.
-Tak. -Uśmiechnęła się szeroko i pokazała kartkę papieru w kształcie gwiazdy.
-To ta? -Zapytała z lekkim zaciekawieniem nastolatka, która w te święta miała stać się pełnoletnia. Jej zachowanie na pewno się nie zmieni ale co będzie dalej z nią?
-Mhm...-Kiwnęła głową blondynka. -Chces zobacyć? -Zapytała dziewczynka.
-Tak jak najbardziej, pokaż.-Nastolatka wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki która podała jej kartkę.
-Jeeeny, to ty sama rysowałaś? -Zdziwiła się Amber, marszcząc przy tym brwi.
-Nie... Ciocia mi pomagała. -Wskazała rączką na opiekunkę grupy, która się do niej usmiechnęła.
-Ale to ty pokolorowałaś, a to już jest większość pracy, więc Kate należą się brawa. -Dziewcznka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pobiegła do grupki dzieci bawiących się w berka.
-Niedługo nowy rok, to znaczy za kilka miesięcy...-Amber oparła się o ścianę.
-1964... Jak to brzmi, nie tak dawno był 1960. -Uśmiechnęła się Jessica.
-Robimy coś na halloween?-Zapytała znienacka nastolatka.
-Myślałam już nad tym ale chyba będziemy zbierać cukierki. -Oznajmiła kobieta. -Ale to jeszcze nie jest pewne...-Podeszła do biurka, usiadła na krzesło. Po czasie zadzwonił telefon.
-Witam, dom dziecka nr 10 w Panamie.
-...
-Na kiedy?
-...
-Aha, dobrze...dobrze. Mogliby państwo podać numer telefonu?
-...
-Dobrze dziękuję.
Kobieta wstała od biurka.
-Amber! Kate! Chodźcie! Mam dla was wesołą wiadomość!-Zawołała szatynka.
-Jaką? -Zapytały w tym samym momencie.
-Najprawdopodobniej jutro znajdziecie rodzinę. -Uśmiechnęła się szeroko.
-Fajnie! -Kate nie traciła nadziei w przeciwieństwie do jej przyjaciółki.
-Taaak fajnie, tylko że znowu nikt nas nie będzie chciał...ZNOWU.-Amber posmutniała, na szczęście nie słyszał jej słów nikt z dzieci.
-Amber...Wiem...-Zaczęła, znów, ciągle to samo. Jak zawsze.
-NIE...NIKT NAS NIE CHCE, znowu to samo, przerabiam to samo..Przepraszam. -Usiadła się w koncie na podłodze. Zaczęła płakać ale tak by nikt jej nie widział, myliła się obserwowała ją Kate, która po pewnym czasie do niej podeszła.
-Ambi...nie płacz. -Pogłaskała ją po plecach dziewczynka.
- - - - - - - -
Ta sama dziewczynka miała już teraz siedem lat, wraz z Amber zamieszkała w domu państwa Simpsonów, miały tam o wiele lepsze warunki niż w swoich rodzinnych domach. Dom był położony w cichej okolicy, Gary w stanie Indiana. Dzisiaj właśnie nadszedł dzień urodzin jakiegoś chłopca z rodziny Jackson'ów czy jakoś tak.
-Ambi może lepiej ta sukienka? -Luna podała kobiecie fioletową sukienkę z cekinami.
-Dzięki mamo! -Uśmiechnęła się szeroko, wiadomo że państwo Simpson nie zastąpią im rodziców ale tak właśnie dziewczyny tam się czuły jak w domu rodzinnym. Tylko że u lepszych rodziców. Kate wyszła z łazienki.
-Umyte ząbki? -Poczochrała delikatnie jej włosy Luna, czarnoskóra, szczupła kobieta.
-Tak! -Uśmiechnęła się szeroko. -A gdzie jest tata?
-Tata myje samochód, przecież dzisiaj jedziemy do państwa Jackson, na urodziny chłopca który jest w twoim wieku. -Oznajmiła ciepło podczas rozczesywania, długich blond włosów Kate.
-Dobrze tak chyba może być...ubierz tą różową sukienkę. -Już miała wychodzić z pokoju gdy dziewczynka zapytała.
-Mamo. Jak ten chłopiec ma na imię? -Była bardzo ciekawa.
-Michael, a czemu pytasz? -Uśmiechnęła się delikatnie, zauważyła że zainteresowała jej przybraną córkę osoba Michael'a.
-Nie...tylko tak pytam, baaardzo ładne imię. -Uśmiechnęła się. Widać było że się poczerwieniła. Luna zaśmiała się na ten widok. Kilkanaście minut później wszyscy byli już w samochodzie.
-Dobrze dziękuję.
Kobieta wstała od biurka.
-Amber! Kate! Chodźcie! Mam dla was wesołą wiadomość!-Zawołała szatynka.
-Jaką? -Zapytały w tym samym momencie.
-Najprawdopodobniej jutro znajdziecie rodzinę. -Uśmiechnęła się szeroko.
-Fajnie! -Kate nie traciła nadziei w przeciwieństwie do jej przyjaciółki.
-Taaak fajnie, tylko że znowu nikt nas nie będzie chciał...ZNOWU.-Amber posmutniała, na szczęście nie słyszał jej słów nikt z dzieci.
-Amber...Wiem...-Zaczęła, znów, ciągle to samo. Jak zawsze.
-NIE...NIKT NAS NIE CHCE, znowu to samo, przerabiam to samo..Przepraszam. -Usiadła się w koncie na podłodze. Zaczęła płakać ale tak by nikt jej nie widział, myliła się obserwowała ją Kate, która po pewnym czasie do niej podeszła.
-Ambi...nie płacz. -Pogłaskała ją po plecach dziewczynka.
- - - - - - - -
Ta sama dziewczynka miała już teraz siedem lat, wraz z Amber zamieszkała w domu państwa Simpsonów, miały tam o wiele lepsze warunki niż w swoich rodzinnych domach. Dom był położony w cichej okolicy, Gary w stanie Indiana. Dzisiaj właśnie nadszedł dzień urodzin jakiegoś chłopca z rodziny Jackson'ów czy jakoś tak.
-Ambi może lepiej ta sukienka? -Luna podała kobiecie fioletową sukienkę z cekinami.
-Dzięki mamo! -Uśmiechnęła się szeroko, wiadomo że państwo Simpson nie zastąpią im rodziców ale tak właśnie dziewczyny tam się czuły jak w domu rodzinnym. Tylko że u lepszych rodziców. Kate wyszła z łazienki.
-Umyte ząbki? -Poczochrała delikatnie jej włosy Luna, czarnoskóra, szczupła kobieta.
-Tak! -Uśmiechnęła się szeroko. -A gdzie jest tata?
-Tata myje samochód, przecież dzisiaj jedziemy do państwa Jackson, na urodziny chłopca który jest w twoim wieku. -Oznajmiła ciepło podczas rozczesywania, długich blond włosów Kate.
-Dobrze tak chyba może być...ubierz tą różową sukienkę. -Już miała wychodzić z pokoju gdy dziewczynka zapytała.
-Mamo. Jak ten chłopiec ma na imię? -Była bardzo ciekawa.
-Michael, a czemu pytasz? -Uśmiechnęła się delikatnie, zauważyła że zainteresowała jej przybraną córkę osoba Michael'a.
-Nie...tylko tak pytam, baaardzo ładne imię. -Uśmiechnęła się. Widać było że się poczerwieniła. Luna zaśmiała się na ten widok. Kilkanaście minut później wszyscy byli już w samochodzie.
czwartek, 15 października 2015
Ta historia tak się nie zakończy
-Dzień dobry kochanie. -Michael był cały rozpromieniony, pocałował Jasmin w skroń.
-Raczej królewicz obudził śpiącą księżniczkę w usta żeby się obudziła a nie w skroń. -Przypomniała kobieta i przewróciła się na drugi bok.
-Jak mam tą księżniczkę pocałować ? Jeżeli ta leży odwrócona bokiem. -Zaśmiał się Michael. -Bo obudzę cię tak jak Shrek Fionę.-Uśmiechnął się sam do siebieb
-Czyli jak?-Spojrzała na niego z zainteresowaniem.
-Już nie pamiętam ale wiem że Fiona nie była zadowolona. -Oznajmił po czym wstał i ubrał szlafrok.
-No chodź tu...KRÓLU. -Jasmin uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła Michael'a w swoją stronę, tak że upadł na łóżko.
-Jestem na twoje rozkazy królowo. -Przygryzł wargę.
___
W tym czasie w Neverland.
Paris już wróciła do domu, od razu kierowała się do swojego pokoju. Gdy przechodziła obok sypialni Eleny spostrzegła dwie sylwetki, jednak nie należały one do Andy'ego i jej siostry. Fakt faktem mieli czarne włosy ale z postury byli mężczyznami, na początku się przestraszyła ale pomyślała że mają po prostu gości. Chciała już iść dalej do swojego pokoju jednak coś jej mówiło że powinna tam iść. Kierowała się w stronę pokojun głosy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Weszła do pomieszczenia.
-Hej wa...-Widok ją zamurował. Wszystko poprzewracane, szkło rozsypane na podłodze, na której leżały trzy martwe ciała. Spojrzała na mężczyzn.
-Czemu ich zabiliście?!-Wykrzyczała przez łzy.
-Paris uspokój się.. -Próbowali ją uspokoić.
-Skąd znacie w ogóle moje imię? -To pytanie było bez sensu bo większa połowa kuli ziemskiej znała jej imię.
-Doszło do strzelaniny. Elen była zaatakowana przez Jack'a. Andy pobiegł ją uratować. Go zaatakował Tom. I zginęli od strzału. Elen popełniła samobójstwo.
-I ty to tak mówisz spokojnie?!-Paris była w szoku.
-A co mam wpadać w panikę? -Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czekajcie tu, zadzwonię do taty.-Nastolatka na drżących nogach wyszła na korytarz.
___
-Michael może przedzwonimy do dzieci? -Zapytała Jasmin z troską w głosie.
-Nieee na pewno jeszcze śpią. -Machnął ręką. Jasmin przewróciła oczami.
-Mam źle przeczucia możesz jednak zadzwonić?-Było to bardziej coś w stylu stwierdzenia niż spytania.
-Jasmin. Mówię że NIC im się nie stanie. Już są duzi.-Michael objął kobietę w pasie i spojrzał jej głęboko w oczy. Już miał zamiar ją pocałować gdy rozległ się dźwięk telefonu. Michael szybko podszedł do stołu się sięgnął telefon.
-Tato?!-Zawołała spanikowana Paris, dopiero teraz wyrzuciła swoją panikę na światło dzienne.
-Co się stało? Paris, czemu płaczesz? -Michael się zmartwił, usiadł na krześle.
-Ta-t-to E-ele-n i A-an-dy nie żyją. -Nastolatka dławiła się łzami. Michael pobladł. -T-tato j-jest-eś t-tam? -Paris nie mogła się uspokoić.
-...Tak, już się zbieramy. I za kilka godzin będziemy..Wiesz że nawet jak wynajmę samolot i potem helikopter to z Europy nie przylecę w kilka minut. -Michael strarał się nie płakać, jednak powoli załamywał mu się głos.
-Dobrze tato... Zadzwonię po Prince'a i Blanket'a. Pa i uważajcie na siebie...-Rozłączyła się.
-Michael co jest grane? -Jasmin zaniepokojona podeszła do Michael'a który płakał co raz to mocniej.
-Mówiłaś!!! Mówiłaś że mam przedzwonić!!! Przeczuwałaś!!! Dlaczego kurwa ciebie nie posłuchałem?!-Wstał na równe nogi. -Chodźmy się spakować. -Powiedział już nieco spokojniej. Jasmin była w szoku, z resztą jak każdy. Skiwnęła tylko głową na tak i poszła za Michael'em do pokoju. Spakowali swoje rzeczy i wyjechali na lotnisko. Michael po cichu śpiewał Gone too soon co jakiś czas przerywając głośnym szlochem. Nie obyło się bez fanów, jednak Michael nie miał dzisiaj ochoty na podpisywanie kartek i robienie zdjęć z fanami. Chociaż ich cenił ponieważ jak twierdzi "są żołnierzami miłości " co jest z jednej strony racją. Szli prosto przez tłum fanów, dodatkowo Michael'owi i Jasmin utrudniało drogę paparazzi. "Jestem przecież taki sam jak wszyscy, kiedy się skaleczę krwawię... Czemu innych zwykłych ludzi to nie może spotkać? Chociaż paparazzi nie życzę nawet najgorszemu wrogowi" myśli przerwała mu Jasmin.
-Będziemy się tak cały czas nie odzywać? -Zapytała gdy byli już w samolocie. "A co myślisz? Że jak moja córka umarła to mam ochotę na pogaduszki?" pomyślał.
-Nie mam ochoty na rozmawianie. -Stwierdził i odwrócił się w stronę okienka w samolocie, padało, szarość, krople deszczu odbijane od szyby...
-Nawet ze mną? Czy ty myślisz że mi teraz też nie jest ciężko? ! -Nie chciała krzyknąć ale emocje wzięły w górę.
-Nawet...-Michael skupił się tylko na tym pytaniu, wiedział bowiem że Jasmin też jest w takim samym stanie psychicznym co on... Dlaczego Elen? Dlaczego jej zawsze to się przytrafia...przytrafiało.
-Przepraszam. -Jasmin powiedziała to słowo najciszej jak umiała ale na tyle by Michael usłyszał.
-Nie masz za co. -Odparł. Reszta podróży zleciała w ciszy. To samo jak już byli w Ameryce. Było zimne popołudnie, samochód zajechał na teren posesji. Wysiadli z niej Jasmin Jackson oraz. Michael Jackson, nie Jacko jak pisała o nim prasa, nie Wacko jak niektórzy na niego mówili, po prostu Michael Jackson ojciec czwórki dzieci. Weszli na górę, Jasmin stanęła jak wryta z resztą Michael też. Prince, Blanket i Paris byli wtuleni w siebie i spali, porozbijane szkło, wszystko poprzewracane. Trzy trupy leżące na podłodze na tle krwi. Obok nich pistolety. Michael po raz kolejny się rozpłakał, Jasmin która była jeszcze na siłach zadzwoniła po karetki. Po chwili przyjechali, ze specjalnymi służbami, ustalono że było to potrójne samobójstwo. Jaka była prawda to tylko wiedziała Paris, Ashley i... chłopak którego Paris zapomniała imienia. Tylko teraz był kolejny wątek czy powiedzą im czy nie...Nawet nie chciało się nikomu z pogotowia i tym co przyjechali do Neverland'u razem z nimi przeszukać pokoju.
-Iii co teraz. -Blanket był kompletnie bezradny, odgarnął czarnego włosa który opadł mu na czoło.
-Nie wiem. -Przyznał zgodnie z prawdą Michael.
-Ashley mi mówił że był tu jeszcze jeden chłopak...Jack. -Przypomniała sobie Paris.
-Kim jest Ashley? -Zapytał zdziwiony Prince.
-To jest przyjaciel Andy'ego...grali razem w kapeli czy coś.-Oznajmiła nastolatka.
-A skąd się tu wzięli? -Zapytał Blanket, wyręczając przy tym swojego ojca który miał się zapytać o to samo.
-Przyszli razem z dyskoteki... Poszli kilka godzin temu. -Spojrzała na zegarek.
-Aha a kim jest ten Jack? -Zainteresowała się Jasmin.
-On jest chyba z tego gangu Tom'a a teraz nie wiem kto może być szefem.. Ashley mówił że jego gang czyhał na Elen a Andy zawsze nie dopuszczał by coś jej się stało i tego dnia coś wyszło spod kontroli czy coś dalej nie wiem... Ashley zostawił numer telefonu. -Wyjęła karteczkę ze spodni i położyła na stole. Powoli ciemniało.
-Przedzwonię do niego. -Oznajmił Prince.
-Ok.. Jak odbierze to zapytaj się czy może tu przyjechać. -Poprosiła Paris.
-Dobra, zapytam się go. -Zadzwonił pod wskazany numer.
-Halo? Z tej strony Prince Jackson czy rozmawiam z Ashley' em Purdy? - Zapytał się jak na księcia przystało.
-Tak, pewno chodzi o.. Tą sprawę nie na telefon? -Zgadnął po chwili.
-Dokładnie czy mógłbyś przyjechać do Neverland'u? -Zapytał dbając o to by nie zabrzmiało na stwierdzenie.
-Jasne ale mogę nie dzisiaj? Jestem już trochę wstawiony a nie chcę spowodować wypadku. -Powiedział zgodnie z prawdą. -Mogę jutro?
-Tak jasne. -Prince dopiero teraz zauważył że oczy wszystkich domowników są skierowane w jego stronę.
-To na razie. -"Połączenie zakończone".
-Otworzę tu okno, zejdźmy na dół. -Oznajmił Michael.
-Ja tu jeszcze chwilkę będę. - Powiedziała, gdy wszyscy zeszli na dół zaczęła szukać jakiś dowodów... W szufladzie znalazła list skierowany do najbliższych.
Brzmiał :
"Przepraszam was za ten widok i za wszystko ale muszę być z Andy'm tak jak Romeo i Julia. Kocham was. Andy chciał mnie chronić i dobrze mu to wychodziło. Kocham was i PRZEPRASZAM."
Zaledwie tak krótki list a wyrażał naprawdę wiele. Paris poleciało kilka łez.
___
-Andy? -Spytała nie pewnie Elen.
-Tak? Czemu popełniłaś samobójstwo? -Zmarszczył brwi.
-Bo cię kocham! -Krzyknęła.
-Dosłownie jak w Romeo i Julii. Oj Elen, Elen. -Pokręcił głową z niedowierzaniem. Do białej sali weszły Susie, Kim i Whitney.
-Hej kochana. Znów się widzimy. -Uśmiechnęła się Sue.
-Dokładnie. -Przytuliła się do mamy.
-Ehuem, kochanie kto to? -Zapytał zdezorientowany chłopak, jego mina była bezcenna.
-Ciocia Kim, moja mama i Whitney...-Pokolei wymieniła osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Nagle drzwi otworzyły się. Wszedł jakiś blondyn. Nie jakiś tylko ikona grunge.
-Ups. Przepraszam to nie t... Elen? Ty znowu tu ? -Spytał zdziwiony Kurt.
-Nooo tak jakoś. -Nastolatka spuściła głowę.
-Czemu to zrobiłaś? -Zapytał z ciekawością w głosie Cobain.
-A czemu. . -Miała już coś powiedzieć w stylu "a czemu ty popełniłeś samobójstwo?" ale to nie miałoby żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wiadomo tak naprawdę czy to aby na pewno było samobójstwo. -Bo go kocham.-Powiedziała zgodnie z prawdą.
-To nie może się tak zakończyć. Kim, Susie i Whitney chodźcie musimy coś załatwić u szefa. - Nie chciał żeby życie tak młodej, uzdolnionej osoby jak Elen. Andy zresztą też.
-Raczej królewicz obudził śpiącą księżniczkę w usta żeby się obudziła a nie w skroń. -Przypomniała kobieta i przewróciła się na drugi bok.
-Jak mam tą księżniczkę pocałować ? Jeżeli ta leży odwrócona bokiem. -Zaśmiał się Michael. -Bo obudzę cię tak jak Shrek Fionę.-Uśmiechnął się sam do siebieb
-Czyli jak?-Spojrzała na niego z zainteresowaniem.
-Już nie pamiętam ale wiem że Fiona nie była zadowolona. -Oznajmił po czym wstał i ubrał szlafrok.
-No chodź tu...KRÓLU. -Jasmin uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła Michael'a w swoją stronę, tak że upadł na łóżko.
-Jestem na twoje rozkazy królowo. -Przygryzł wargę.
___
W tym czasie w Neverland.
Paris już wróciła do domu, od razu kierowała się do swojego pokoju. Gdy przechodziła obok sypialni Eleny spostrzegła dwie sylwetki, jednak nie należały one do Andy'ego i jej siostry. Fakt faktem mieli czarne włosy ale z postury byli mężczyznami, na początku się przestraszyła ale pomyślała że mają po prostu gości. Chciała już iść dalej do swojego pokoju jednak coś jej mówiło że powinna tam iść. Kierowała się w stronę pokojun głosy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Weszła do pomieszczenia.
-Hej wa...-Widok ją zamurował. Wszystko poprzewracane, szkło rozsypane na podłodze, na której leżały trzy martwe ciała. Spojrzała na mężczyzn.
-Czemu ich zabiliście?!-Wykrzyczała przez łzy.
-Paris uspokój się.. -Próbowali ją uspokoić.
-Skąd znacie w ogóle moje imię? -To pytanie było bez sensu bo większa połowa kuli ziemskiej znała jej imię.
-Doszło do strzelaniny. Elen była zaatakowana przez Jack'a. Andy pobiegł ją uratować. Go zaatakował Tom. I zginęli od strzału. Elen popełniła samobójstwo.
-I ty to tak mówisz spokojnie?!-Paris była w szoku.
-A co mam wpadać w panikę? -Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czekajcie tu, zadzwonię do taty.-Nastolatka na drżących nogach wyszła na korytarz.
___
-Michael może przedzwonimy do dzieci? -Zapytała Jasmin z troską w głosie.
-Nieee na pewno jeszcze śpią. -Machnął ręką. Jasmin przewróciła oczami.
-Mam źle przeczucia możesz jednak zadzwonić?-Było to bardziej coś w stylu stwierdzenia niż spytania.
-Jasmin. Mówię że NIC im się nie stanie. Już są duzi.-Michael objął kobietę w pasie i spojrzał jej głęboko w oczy. Już miał zamiar ją pocałować gdy rozległ się dźwięk telefonu. Michael szybko podszedł do stołu się sięgnął telefon.
-Tato?!-Zawołała spanikowana Paris, dopiero teraz wyrzuciła swoją panikę na światło dzienne.
-Co się stało? Paris, czemu płaczesz? -Michael się zmartwił, usiadł na krześle.
-Ta-t-to E-ele-n i A-an-dy nie żyją. -Nastolatka dławiła się łzami. Michael pobladł. -T-tato j-jest-eś t-tam? -Paris nie mogła się uspokoić.
-...Tak, już się zbieramy. I za kilka godzin będziemy..Wiesz że nawet jak wynajmę samolot i potem helikopter to z Europy nie przylecę w kilka minut. -Michael strarał się nie płakać, jednak powoli załamywał mu się głos.
-Dobrze tato... Zadzwonię po Prince'a i Blanket'a. Pa i uważajcie na siebie...-Rozłączyła się.
-Michael co jest grane? -Jasmin zaniepokojona podeszła do Michael'a który płakał co raz to mocniej.
-Mówiłaś!!! Mówiłaś że mam przedzwonić!!! Przeczuwałaś!!! Dlaczego kurwa ciebie nie posłuchałem?!-Wstał na równe nogi. -Chodźmy się spakować. -Powiedział już nieco spokojniej. Jasmin była w szoku, z resztą jak każdy. Skiwnęła tylko głową na tak i poszła za Michael'em do pokoju. Spakowali swoje rzeczy i wyjechali na lotnisko. Michael po cichu śpiewał Gone too soon co jakiś czas przerywając głośnym szlochem. Nie obyło się bez fanów, jednak Michael nie miał dzisiaj ochoty na podpisywanie kartek i robienie zdjęć z fanami. Chociaż ich cenił ponieważ jak twierdzi "są żołnierzami miłości " co jest z jednej strony racją. Szli prosto przez tłum fanów, dodatkowo Michael'owi i Jasmin utrudniało drogę paparazzi. "Jestem przecież taki sam jak wszyscy, kiedy się skaleczę krwawię... Czemu innych zwykłych ludzi to nie może spotkać? Chociaż paparazzi nie życzę nawet najgorszemu wrogowi" myśli przerwała mu Jasmin.
-Będziemy się tak cały czas nie odzywać? -Zapytała gdy byli już w samolocie. "A co myślisz? Że jak moja córka umarła to mam ochotę na pogaduszki?" pomyślał.
-Nie mam ochoty na rozmawianie. -Stwierdził i odwrócił się w stronę okienka w samolocie, padało, szarość, krople deszczu odbijane od szyby...
-Nawet ze mną? Czy ty myślisz że mi teraz też nie jest ciężko? ! -Nie chciała krzyknąć ale emocje wzięły w górę.
-Nawet...-Michael skupił się tylko na tym pytaniu, wiedział bowiem że Jasmin też jest w takim samym stanie psychicznym co on... Dlaczego Elen? Dlaczego jej zawsze to się przytrafia...przytrafiało.
-Przepraszam. -Jasmin powiedziała to słowo najciszej jak umiała ale na tyle by Michael usłyszał.
-Nie masz za co. -Odparł. Reszta podróży zleciała w ciszy. To samo jak już byli w Ameryce. Było zimne popołudnie, samochód zajechał na teren posesji. Wysiadli z niej Jasmin Jackson oraz. Michael Jackson, nie Jacko jak pisała o nim prasa, nie Wacko jak niektórzy na niego mówili, po prostu Michael Jackson ojciec czwórki dzieci. Weszli na górę, Jasmin stanęła jak wryta z resztą Michael też. Prince, Blanket i Paris byli wtuleni w siebie i spali, porozbijane szkło, wszystko poprzewracane. Trzy trupy leżące na podłodze na tle krwi. Obok nich pistolety. Michael po raz kolejny się rozpłakał, Jasmin która była jeszcze na siłach zadzwoniła po karetki. Po chwili przyjechali, ze specjalnymi służbami, ustalono że było to potrójne samobójstwo. Jaka była prawda to tylko wiedziała Paris, Ashley i... chłopak którego Paris zapomniała imienia. Tylko teraz był kolejny wątek czy powiedzą im czy nie...Nawet nie chciało się nikomu z pogotowia i tym co przyjechali do Neverland'u razem z nimi przeszukać pokoju.
-Iii co teraz. -Blanket był kompletnie bezradny, odgarnął czarnego włosa który opadł mu na czoło.
-Nie wiem. -Przyznał zgodnie z prawdą Michael.
-Ashley mi mówił że był tu jeszcze jeden chłopak...Jack. -Przypomniała sobie Paris.
-Kim jest Ashley? -Zapytał zdziwiony Prince.
-To jest przyjaciel Andy'ego...grali razem w kapeli czy coś.-Oznajmiła nastolatka.
-A skąd się tu wzięli? -Zapytał Blanket, wyręczając przy tym swojego ojca który miał się zapytać o to samo.
-Przyszli razem z dyskoteki... Poszli kilka godzin temu. -Spojrzała na zegarek.
-Aha a kim jest ten Jack? -Zainteresowała się Jasmin.
-On jest chyba z tego gangu Tom'a a teraz nie wiem kto może być szefem.. Ashley mówił że jego gang czyhał na Elen a Andy zawsze nie dopuszczał by coś jej się stało i tego dnia coś wyszło spod kontroli czy coś dalej nie wiem... Ashley zostawił numer telefonu. -Wyjęła karteczkę ze spodni i położyła na stole. Powoli ciemniało.
-Przedzwonię do niego. -Oznajmił Prince.
-Ok.. Jak odbierze to zapytaj się czy może tu przyjechać. -Poprosiła Paris.
-Dobra, zapytam się go. -Zadzwonił pod wskazany numer.
-Halo? Z tej strony Prince Jackson czy rozmawiam z Ashley' em Purdy? - Zapytał się jak na księcia przystało.
-Tak, pewno chodzi o.. Tą sprawę nie na telefon? -Zgadnął po chwili.
-Dokładnie czy mógłbyś przyjechać do Neverland'u? -Zapytał dbając o to by nie zabrzmiało na stwierdzenie.
-Jasne ale mogę nie dzisiaj? Jestem już trochę wstawiony a nie chcę spowodować wypadku. -Powiedział zgodnie z prawdą. -Mogę jutro?
-Tak jasne. -Prince dopiero teraz zauważył że oczy wszystkich domowników są skierowane w jego stronę.
-To na razie. -"Połączenie zakończone".
-Otworzę tu okno, zejdźmy na dół. -Oznajmił Michael.
-Ja tu jeszcze chwilkę będę. - Powiedziała, gdy wszyscy zeszli na dół zaczęła szukać jakiś dowodów... W szufladzie znalazła list skierowany do najbliższych.
Brzmiał :
"Przepraszam was za ten widok i za wszystko ale muszę być z Andy'm tak jak Romeo i Julia. Kocham was. Andy chciał mnie chronić i dobrze mu to wychodziło. Kocham was i PRZEPRASZAM."
Zaledwie tak krótki list a wyrażał naprawdę wiele. Paris poleciało kilka łez.
___
-Andy? -Spytała nie pewnie Elen.
-Tak? Czemu popełniłaś samobójstwo? -Zmarszczył brwi.
-Bo cię kocham! -Krzyknęła.
-Dosłownie jak w Romeo i Julii. Oj Elen, Elen. -Pokręcił głową z niedowierzaniem. Do białej sali weszły Susie, Kim i Whitney.
-Hej kochana. Znów się widzimy. -Uśmiechnęła się Sue.
-Dokładnie. -Przytuliła się do mamy.
-Ehuem, kochanie kto to? -Zapytał zdezorientowany chłopak, jego mina była bezcenna.
-Ciocia Kim, moja mama i Whitney...-Pokolei wymieniła osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Nagle drzwi otworzyły się. Wszedł jakiś blondyn. Nie jakiś tylko ikona grunge.
-Ups. Przepraszam to nie t... Elen? Ty znowu tu ? -Spytał zdziwiony Kurt.
-Nooo tak jakoś. -Nastolatka spuściła głowę.
-Czemu to zrobiłaś? -Zapytał z ciekawością w głosie Cobain.
-A czemu. . -Miała już coś powiedzieć w stylu "a czemu ty popełniłeś samobójstwo?" ale to nie miałoby żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wiadomo tak naprawdę czy to aby na pewno było samobójstwo. -Bo go kocham.-Powiedziała zgodnie z prawdą.
-To nie może się tak zakończyć. Kim, Susie i Whitney chodźcie musimy coś załatwić u szefa. - Nie chciał żeby życie tak młodej, uzdolnionej osoby jak Elen. Andy zresztą też.
czwartek, 8 października 2015
strzał
Na początku chciałabym przeprosić że przeskoczyłam o kilka lat do przodu ale notka by mi się nie lepiła. Dziękuję jedynej osobie która czyta mojego bloga t.j. Jasmin, na początku cieszyłam się że jest kilka komentarzy ale tracę sens pisania tego opo. Chociaż może nabiorę sił do pisania ff kiedy indziej, ale tak czy siak to jest już ostatni odcinek opo. Zapraszam do czytania. :S
Lata zlatywały na gromie wywiadów, koncertów, w końcu Elenie udało się wybić samej na szczyt przebojów. Jasmin i Michael byli już po ślubie. Andy planował ostatnio jakąś niespodziankę dla Eleny.
-Ej! Widziałem jak na niego się patrzyłaś! -Zawołał w żartach Andy gdy przechodzili przez park.
-Hahahah ja?! Nie! -Nastolatka była w świetnym humorze. "Może ją teraz o to zapytać?...nie, jeszcze chwilę poczeka"
-Ej a twój tata kiedy wróci z trasy? -Nagle zapytał, spoglądając na Elenę.
-Przecież dopiero ją zaczął. Jestem pod wrażeniem że Jasmin pojechała. Na początku się upierała że zostaje...a tu w tamtym tygodniu okazało się że...fajnie przynajmniej będą mieli czas dla siebie. -Zaśmiała się nastolatka, robiąc nieokreślony ruch dłońmi.
-Hahahah... I my dla siebie będziemy mieli trochę czasu. -Spowarzniał, złapał Elen za podbródek, spojrzał jej głęboko w oczy. -Kocham cię Elen Jackson.
-Ja ciebie też...spojrzała niepewnie na chłopaka, miał takie niebieskie oczy, tylko w takich momentach jak ten to zauważała.
-Nie mam przy sobie czegoś dla ciebie ale... Elen... Zostaniesz ze mną na zawsze? -Zapytał klękając na jedno kolano, Elen już wiedziała do czego zmierza, bynajmniej jej się tak wydawało.
-...T-tak...-Spojrzała na niego zszokowana ale tak mile zszokowana. -Ale już wstań z tej ziemi. -Zaśmiała się.
-Było nawet wygodnie. -Zaśmiał się otrzepując jego czarne spodnie z piasku.
-Andy...mam do ciebie pytanie. -Powiedziała najpoważniej w świecie.
-Noo...Słucham cię promyku, bodajesz mi zawsze nadzieję na lepsze jutro.
-Pamiętasz jak...kilka lat temu tamta band...-Przytknął jej palec do ust.
-Nie mów tu o tym...w domu. Bo inaczej będziesz w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż się spodziewasz. -Nie zrozumiała go, o comu mogło chodzić.
-Ale w jakim jeszcze większym niebezpieczeństwie? -Wyszeptała. -Andy powiedz mi...-Tupnęła nogą.
-Elen nie tu, nie tu, opowiem ci wszystko. Ale nie tu. Jego gang może być wszędzie. -Zaprowadził Elen do samochodu. Zajęła miejsce pasażera, Andy usiadł się od strony kierowcy.
-To teraz możesz mi chyba powiedzieć co?-Zkrzyżowała ręce na piersi.
-Pamiętasz jak wracałem nonstop z siniakiem na twarzy...? -Zapytał.
-...T-tak, nie tylko na twarzy...nigdy mi nie powiedziałeś od czego są.-Stwierdziła, poprawiając sobie włosy.
-Kiedyś pokłóciłem się z Tom'em, wiesz...i ja kiedyś byłem w takiej sekcie...-Zaczął, chociaż nie wiedział praktycznie co ma mówić.
-Andy...-Szepnęła z niedowierzaniem w głosie. Chłopak zamknął oczy po to by za chwilę je otworzyć.
-Proszę nie przerywaj mi. -Elen tylko kiwnęła głową. -Ale uciekłem. Potem jak wtedy banda Tom'a cię porwała, miałem ochotę ich wszystkich pozabijać ale chciałem ciebie najpierw uchronić. Gdy byłaś w szpitalu i siedziałem przy twoim łóżku, przyszedł Jack...
-Kim jest Jack? Zapytała się i przy okazji przerwała mu monolog.
-To mój były kumpel, chciał za wszelką cenę mieć cię, a on jest...typem faceta z jakim nie chciałabyś mieć do czynienia. -Odpowiedział ze spokojem w głosie chociaż w środku czuł ból, gorycz.
-Aha...Takim jak ty byłeś na początku? -Zainteresowała ją osoba Jacka...i to chyba za bardzo, Andy to zauważył.
-Nie jest gorszy od mojego byłego ja...i ostatnio dołączył do gangu Tom'a, nie dają spokoju, chcę ciebie chronić El... Nie mów pod żadnym pozorem o tym ,że wiesz...-Andy naprawdę się zamartwiał.
-Andy, dziękuję. -Była w szoku, nie wiedziała co mówić, bała się o życie. Bała się o Andy'ego. -Ale nie pomyślałeś by iść z tym na policję?-Zapytała po chwili milczenia.
-Kochanie, takie rzeczy inaczej się załatwia. Dobra jedziemy do Neverlandu. Jak będziesz dzisiaj chciała możemy iść do klubu. -To było bardziej stwierdzenie z jego strony.
-Ok. -Nie miała ochoty iść tam ale co miała powiedzieć? "Wiesz Andy...nie chce mi się iść do klubu, boję się i chcę być w domu." nie takie coś w ogóle nie wchodziło w rachubę.
-Fajnie. -Spojrzał na nią TYM wzrokiem, "Boże, dzięki ci za takiego chłopaka " pomyślała. Przyjechali do Neverlandu, Michael był dostępny na Skype. Przedzonili.
-Hej wam! -Michael był radosny od ucha do ucha. "A temu co?" pomyślała Elena.
- Co u was tato?- Była naprawdę zainteresowana co u niego się działo.
-Hmm...u nas, jest...Super! -Michael klasnął w dłonie. Przyszła Jasmin.
-Z kim rozmawiasz? -Spytała zainteresowana. Oboje byli owinięci rzecznikami.
-Elen i Andy. -Wskazał na ekran.
-Jasmin! tato! Andy mi się oświadczył! -Była taka szczęśliwa. Andy był naprawdę spoko kolesiem idealnym dla jego córki. Rozmowa trwała jeszcze kwadrans.
-Dobrze my już idziemy. -Uśmiechnął się szeroko Andy.
-Kochamy was! -Michael zdążył powiedzieć i się rozłączyli.
-Uderz mnie. - To był rozkaz? Elen zatrzepotała rzęsami.
-Że co? Czemu? -Otworzyła szeroko oczy.
-Chcę cię nauczyć kilka ruchów samoobrony i ciosów...tak na wszelki wypadek.-Oznajmił chłopak.
-Ok. - Zmrużyła brwi.
-Z całej siły. -Spojrzał na nią spod czarnych włosów.
-Dobra. -Już chciała wymierzyć cios gdy Andy'emu "coś się przypomniało"
-Nie miej pięści tak tylko tak, i zła pozycja...-Nakierowywał ją.
-Tak?-Zapytała się nie pewnie.
-Teraz tak. -Uśmiechnął się. Wymierzyła mu cios. Zaśmiał się? Spojrzała na niego zdezorientowana.
-Co? -Zapytała po chwili.
-Masz mało siły, musisz celować w szyję by osłabić przeciwnika. -Wytłumaczył. -Uderz mnie jeszcze raz. Wymierzyła cios , prosto w szyję chłopaka trochę się skrzywił, nastolatka to zauważyła.
-Andy! Przepraszam nie chciałam...-Spanikowała.
-Jest w porządku, chcę ciebie nauczyć.-Powiedział ze spokojem w głosie. -Jeszcze raz mnie uderz. Wymierzyła cios, bynajmniej próbowała ale Andy przewrócił ją na podłogę. Spojrzała na niego zdziwiona.
-A teraz spróbuj się wyrwać...-Powiedział Andy, Elenę to trochę denerwowało powoli.
-Andy,nie dam rady, nie chcę już ćwiczyć. -Zmarszczyła brwi.
-Ok. Dobra. -Andy puścił ją. -Jak chcesz tylko żeby potem nie było "Andy pomóż" -Naśladował jej głos.- Nie zawsze będę w pobliżu i co by było gdyby...-Opuścił głowę. Chciał już wyjść z sali ćwiczeń, przeznaczonej przez Michael'a do tańca a nie do ćwiczenia walki.
-Czekaj!-Nagle krzyknęła nastolatka, chłopak zdezorientowany się odwrócił.
-Tak?-"Czyżby zmieniła zdanie?" pomyślał.
-Jest inny sposób na pokonanie ich albo chociaż walkę z nimi, jego wieeelkim pieprzonym gangiem? -Spytała znienacka odgarniając kosmyk włosów, zastanawiała się jak mogła teraz wyglądać. Roztrzepane na wszystkie strony włosy.
-Jest. -Andy przełknął ślinę.
-A... Jaki? -Podniosła jedną brew do góry, ustała na przeciwko chłopaka.
-To...Nie! Nie! Nie! Zbyt ryzykowne! Nie chcę ciebie stracić. -Nastolatek krążył po pokoju.
-Andy... -Zaczęła, nie musiała nawet dokańczać już wiedział o co chodzi.
-Pistolet. -Rzucił hasło. Nastolatka zmrużyła brwi.
-A gdzie moż...-Nagle spostrzegła że Andy wyszedł z sali. Szła korytarzem nie było go.
-Andy?! Gdzie jesteś? ! An...-Zaczęła się martwić on tylko przyniosł skrzynkę.
-Co to? -Nie musiała pytać ponieważ domyślała się co kryje się w czarnej skrzynce. Andy wyjął dwa pistolety. Dziwiła się skąd jej partner może mieć takie rzeczy ale wolała lepiej nie pytać.
-Nauczę cię strzelać albo przynajmniej odblokowywać pistolet. -Andy zmrużył oczy.
-A-andy ale jak? -Elen zamurowało, nie chciała nikogo zabijać bo nie miała powodu...chociaż NIE! Miała z chęcią zabiłaby Toma i jego bandę sukinsynów.
-No normalnie patrz...-Jeżeli to było normalne to gdzie konczyła się u niego ta "normalność"? Pokazywał jej wszystkie sztuczki ruchy, nagle zachciało jej się uczyć.
-Dobra na dziś starczy...Obiecałem że pojedziemy do klubu, ogarnij się i czekam na korytarzu. Okay?-Uśmiechnął się, w głębi duszy nie był dumny z tego że wciągnął w to wszystko Elen, ale chciał ją bronić, puki nie jest za puźno.
Nastolatka, już jutro nie, Andy też już nie był zresztą nastolatkiem ale wyglądał na niego. Ubrała czarną skurzaną mini do tego jakąś pasującą bluzkę na krótki rękawek, założyła czarne szpilki i zeszła na dół. Włosy pozostawiła rozpuszczone.
-Wooow...-Andy aż otworzył usta gdy zobaczył Elen. -Kusisz... -Przełknął ślinę.
-Zazdrosny? -Uśmiechnęła się Elen.
-Masz weź. -Podał jej pistolet.
-Andy ale gdzie ja mam to...-Podniosła brwi.
-Schowaj, w torebkę ale najlepiej pod ubranie. -Był poważny, pestraszony? Bał się? !
-Ok. A ty? -Spytała z troską w głosie.
-Mam. -Wskazał na głęboką kieszeń, nie było nawet widać że miał coś w kieszeni. Czarne spodnie. Czarna bluzka. Czarna skurzana kamizelka.
-Idziemy?-Zapytała się nie pewnie chłopaka.
-Jeszcze tylko chłopaki przyjadą i jedziemy. -Oznajmił.
-Chłopacy? Jacy?-Nie sądziła że się zrymuje, i dodatkowo jej głos w tamtym monencie nadał dość piskliwy ton.
-Ashley, Jinxx, Jake i Christian. -Oznajmił patrząc cały czas na Elen
-Aa-ha chyba...-Jej wypowiedź przerwał dzwonek do dwrzwi.
-Heeej! -W drzwiach stanęła dwójka mężczyzn. Mieli tak samo czarne włosy jak Andy i byli podobnie ubrani...
-Hej! To jest Elena. -Wskazał ręką na dziewczynę.
-Hej młoda, ja jestem Ashley, to jest Jinxx. -Elena zbladła, wytrzeszczyła oczy.-Hahahah nie martw się. Z nami jesteś bezpieczna. -Uśmiechnął się Ashley, chyba to był szczery uśmiech.
-T-tak wiem. -Wymamrotała pod nosem.
-To co idziemy? -Zapytał Jinxx by przerwać ciszę trwającą ponad dwie minuty.
-Taaa...Elen wzięłaś pis...-Zapytał się na zaś niebieskooki.
-Mhm- Co miała powiedzieć? Nic jej nie przychodziło do głowy. Nie chciała nikogo zabijać tylko to jest pewne. Droga minęła im w spokoju, Elen czasami myślała że jakiś samochód ich śledzi od samego wyjazfu z posiadłości.
Natomiast inni ją uspakajali, twierdząc że po prostu jakiś samochód jedzie akurat w tym samym kierunku.
-Elen nie oddalaj się od nas za bardzo, musimy mieć cię na widoczności, dobrze?-To było bardziej stwierdzenie ale dla jej dobra.
-Dobrze. -Wysiedli z samochodu, już na zewnątrz słychać było klubową muzykę. Jakieś pary się miziały, weszli głębiej do środka. Elen usiadła się przy barze, obserwowała tłum bawiących się świetnie ludzi. Nagle poczuła czyjś dotyk na swojej skórze, był to wysoki brunet, całe ręce miał pokryte tatuażami. Wydawało jej się że kiedyś go gdzieś widziała. Tylko pytanie brzmiało gdzie?
-Hej ślicznotko-Był pijany.
-Idź sobie...-Próbowała się wyswobodzić z uścisku, zoraz mocniejszego uścisku, szarpała się ten tylko się zaśmiał , nie dawała sobie rady.
-Andy!!! -Krzyczała ile miała sił.-Andy!!! -Wkońcu zauważyła go w tłumie, szedł w ich stronę, dzięki Bogu ją usłyszał. Za nim szedł Ashley i Jinxx.
-Odpierdol się od niej!-Uderzył go z całej siły w szyję. Wykorzystał to że mężczyzna zwijał się z bólu, wziął Elenę z stamtąd.
-Wszystko ok?-Zapytał się z troską w głosie.
-T-tak...jestem tylko w szoku że no..tak szybko mnie usłyszeliście.
-Wracamy...kiedy indziej pójdziemy do klubu.-Oznajmił Andy.
-Przepraszam panienki...-Jinxx akurat rozmawiał z jakimiś dziewczynami. Jechali przez pół godziny. Elen już miała odkluczać dom ale dwrzi okazały się być otwarte. Dziwne...Weszli do środka,wszystko w tym samym stanie.
-Alkohol, kawa czy herbata? -Zapytała dziewczyna.
- Ja alko. -Powiedział szybo Jinxx, wchodząc do kuchni.
-Dla mnie też.-Zawołali w tym samym czasie Andy i Ashley. Elen przewróciła oczami. Przyniosła do salonu drinki.
-Zagramy w butelkę? -Zaproponował Ashley.
-Taaak tylko przyniosę butelkę, z mojego pokoju, zaraz wracam.
Pobiegła do pokoju, włączyła światło i to co zobaczyła...
-Hej kochanie. -Jakiś chłopak leżał u niej na łóżku.
-K-kim t-ty jesteś? -Jej głos zadrżał. Chciała wybiec z pokoju. Całym ciałem przywarł ją do drzwi. Nie mogła się ruszyć.
-Andy!!!!! Jinxx!!!!!!! -Krzyczała najgłośniej jak umiała.
-Cicho, nie krzycz tak. Jesteś tak piękna taka...-Zaczął ją całować po szyi.
-Andy!!!!!! Jinxx!!!! Ashley!!!!!!!-zdążyła wykrzyczeć a już stali pod drzwiami.
-Czemu ich zawołałaś? Nie będzie zabawy. -Nie wiedziała kim był ten kretyn który do niej w tym momencie coś mówił, ale go nienawidziła. Szarpnął ją tak że leżała na podłodze, pisnęła z bólu. Andy wparował do środka, Jinxx i Ashley zostali.
-Zostaw ją ty kretynie! -Zawołał Andy. Nie wierzył własnym oczom Jack...
-Bo co mi zrobisz?-Prychnął
-Bo...- nie zdążył powiedzieć gdy Elen po raz drugi wstała.
-Andy!!! Tom. -Andy odwrócił się w stronę chłopaka.
-Nie zrobisz tego. -Oznajmił.
-Owszem zrobię. -Złapał Andy'ego za ramię i przystawił mu do skroni diabelską zabawkę zwaną pistoletem.
-Przez was zginęli MOI rodzice! -Warknął.-Wszystko co miałem nagle się rozsypało!
Andy przypomniał sobie o pistolecie. Wyjął go "jeżeli zginę zabijając wroga, to mogę się poświęcić" pomyślał. Wycelowałw stronę zdziwionego Toma i strzelił. Elena usłyszała tylko wystrzał nie wiedziała kto kogo zabił czy w ogóle ktoś ucierpiał... Powoli otworzyła oczy.Obydwoje leżeli martwi.
-A-andy? A-andy?!-Rozpłakała się.
-Kocham cię i zawsze będę wybacz mi to wszystko co złe i to że ciebie to wciągnąłem. -Powoli zamykał oczy.-Wybaczysz?
-Andy tak ale ty nie zrobiłeś NIC złego dziękuję że mnie chroniłeś...ty nie możesz umrzeć!!!! An-d-y!! -Brakowało jej tchu. -Andy kocham CIĘ!
-Ja ciebie też...-Powoli tracił przytomność. Szybko złączyła ich usta w ostatnim pocałunku. Zamknął oczy. Umarł. Nie miał szans na przerzycie, rana w sercu.
-Andy!!!!!!!!!!!!! Nie!!!!!!!!! Andy!!!!! Dlaczego? !?!
Nie zauważyła nawet jak do jej pokoju weszli chłopacy.
-Ashley. Wyprowadź ją z tąd. -Powiedział jak najspokojniej Jinxx chociaż zauważyła na jego oczach łzy.
-Nie nigdzie nie idę!!!! Chcę być tu z nim!!!! Gdziekolwiek teraz jest! Wzięła kartkę i zapisała coś na niej.
-Mogę zostać sam na sam z...-Wskazała na martwe ciało Andy'ego leżącego w kałuży krwii. Tylko skinęli głową. Wyszli. Elena ostatni raz popatrzyła na Andy'ego. Na ten cały świat wzięła przyłożyła pistolet do skroni...i w tym momencie wszedł Ashley.
-Co ty?-
-Przepraszam. -To były jej ostatnie słowa. Strzał. Nie żyje. Jest z nim.
Ciąg dalszy nastąpi wiem miałam napisać to w jednej notce ale się nie da.
Lata zlatywały na gromie wywiadów, koncertów, w końcu Elenie udało się wybić samej na szczyt przebojów. Jasmin i Michael byli już po ślubie. Andy planował ostatnio jakąś niespodziankę dla Eleny.
-Ej! Widziałem jak na niego się patrzyłaś! -Zawołał w żartach Andy gdy przechodzili przez park.
-Hahahah ja?! Nie! -Nastolatka była w świetnym humorze. "Może ją teraz o to zapytać?...nie, jeszcze chwilę poczeka"
-Ej a twój tata kiedy wróci z trasy? -Nagle zapytał, spoglądając na Elenę.
-Przecież dopiero ją zaczął. Jestem pod wrażeniem że Jasmin pojechała. Na początku się upierała że zostaje...a tu w tamtym tygodniu okazało się że...fajnie przynajmniej będą mieli czas dla siebie. -Zaśmiała się nastolatka, robiąc nieokreślony ruch dłońmi.
-Hahahah... I my dla siebie będziemy mieli trochę czasu. -Spowarzniał, złapał Elen za podbródek, spojrzał jej głęboko w oczy. -Kocham cię Elen Jackson.
-Ja ciebie też...spojrzała niepewnie na chłopaka, miał takie niebieskie oczy, tylko w takich momentach jak ten to zauważała.
-Nie mam przy sobie czegoś dla ciebie ale... Elen... Zostaniesz ze mną na zawsze? -Zapytał klękając na jedno kolano, Elen już wiedziała do czego zmierza, bynajmniej jej się tak wydawało.
-...T-tak...-Spojrzała na niego zszokowana ale tak mile zszokowana. -Ale już wstań z tej ziemi. -Zaśmiała się.
-Było nawet wygodnie. -Zaśmiał się otrzepując jego czarne spodnie z piasku.
-Andy...mam do ciebie pytanie. -Powiedziała najpoważniej w świecie.
-Noo...Słucham cię promyku, bodajesz mi zawsze nadzieję na lepsze jutro.
-Pamiętasz jak...kilka lat temu tamta band...-Przytknął jej palec do ust.
-Nie mów tu o tym...w domu. Bo inaczej będziesz w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż się spodziewasz. -Nie zrozumiała go, o comu mogło chodzić.
-Ale w jakim jeszcze większym niebezpieczeństwie? -Wyszeptała. -Andy powiedz mi...-Tupnęła nogą.
-Elen nie tu, nie tu, opowiem ci wszystko. Ale nie tu. Jego gang może być wszędzie. -Zaprowadził Elen do samochodu. Zajęła miejsce pasażera, Andy usiadł się od strony kierowcy.
-To teraz możesz mi chyba powiedzieć co?-Zkrzyżowała ręce na piersi.
-Pamiętasz jak wracałem nonstop z siniakiem na twarzy...? -Zapytał.
-...T-tak, nie tylko na twarzy...nigdy mi nie powiedziałeś od czego są.-Stwierdziła, poprawiając sobie włosy.
-Kiedyś pokłóciłem się z Tom'em, wiesz...i ja kiedyś byłem w takiej sekcie...-Zaczął, chociaż nie wiedział praktycznie co ma mówić.
-Andy...-Szepnęła z niedowierzaniem w głosie. Chłopak zamknął oczy po to by za chwilę je otworzyć.
-Proszę nie przerywaj mi. -Elen tylko kiwnęła głową. -Ale uciekłem. Potem jak wtedy banda Tom'a cię porwała, miałem ochotę ich wszystkich pozabijać ale chciałem ciebie najpierw uchronić. Gdy byłaś w szpitalu i siedziałem przy twoim łóżku, przyszedł Jack...
-Kim jest Jack? Zapytała się i przy okazji przerwała mu monolog.
-To mój były kumpel, chciał za wszelką cenę mieć cię, a on jest...typem faceta z jakim nie chciałabyś mieć do czynienia. -Odpowiedział ze spokojem w głosie chociaż w środku czuł ból, gorycz.
-Aha...Takim jak ty byłeś na początku? -Zainteresowała ją osoba Jacka...i to chyba za bardzo, Andy to zauważył.
-Nie jest gorszy od mojego byłego ja...i ostatnio dołączył do gangu Tom'a, nie dają spokoju, chcę ciebie chronić El... Nie mów pod żadnym pozorem o tym ,że wiesz...-Andy naprawdę się zamartwiał.
-Andy, dziękuję. -Była w szoku, nie wiedziała co mówić, bała się o życie. Bała się o Andy'ego. -Ale nie pomyślałeś by iść z tym na policję?-Zapytała po chwili milczenia.
-Kochanie, takie rzeczy inaczej się załatwia. Dobra jedziemy do Neverlandu. Jak będziesz dzisiaj chciała możemy iść do klubu. -To było bardziej stwierdzenie z jego strony.
-Ok. -Nie miała ochoty iść tam ale co miała powiedzieć? "Wiesz Andy...nie chce mi się iść do klubu, boję się i chcę być w domu." nie takie coś w ogóle nie wchodziło w rachubę.
-Fajnie. -Spojrzał na nią TYM wzrokiem, "Boże, dzięki ci za takiego chłopaka " pomyślała. Przyjechali do Neverlandu, Michael był dostępny na Skype. Przedzonili.
-Hej wam! -Michael był radosny od ucha do ucha. "A temu co?" pomyślała Elena.
- Co u was tato?- Była naprawdę zainteresowana co u niego się działo.
-Hmm...u nas, jest...Super! -Michael klasnął w dłonie. Przyszła Jasmin.
-Z kim rozmawiasz? -Spytała zainteresowana. Oboje byli owinięci rzecznikami.
-Elen i Andy. -Wskazał na ekran.
-Jasmin! tato! Andy mi się oświadczył! -Była taka szczęśliwa. Andy był naprawdę spoko kolesiem idealnym dla jego córki. Rozmowa trwała jeszcze kwadrans.
-Dobrze my już idziemy. -Uśmiechnął się szeroko Andy.
-Kochamy was! -Michael zdążył powiedzieć i się rozłączyli.
-Uderz mnie. - To był rozkaz? Elen zatrzepotała rzęsami.
-Że co? Czemu? -Otworzyła szeroko oczy.
-Chcę cię nauczyć kilka ruchów samoobrony i ciosów...tak na wszelki wypadek.-Oznajmił chłopak.
-Ok. - Zmrużyła brwi.
-Z całej siły. -Spojrzał na nią spod czarnych włosów.
-Dobra. -Już chciała wymierzyć cios gdy Andy'emu "coś się przypomniało"
-Nie miej pięści tak tylko tak, i zła pozycja...-Nakierowywał ją.
-Tak?-Zapytała się nie pewnie.
-Teraz tak. -Uśmiechnął się. Wymierzyła mu cios. Zaśmiał się? Spojrzała na niego zdezorientowana.
-Co? -Zapytała po chwili.
-Masz mało siły, musisz celować w szyję by osłabić przeciwnika. -Wytłumaczył. -Uderz mnie jeszcze raz. Wymierzyła cios , prosto w szyję chłopaka trochę się skrzywił, nastolatka to zauważyła.
-Andy! Przepraszam nie chciałam...-Spanikowała.
-Jest w porządku, chcę ciebie nauczyć.-Powiedział ze spokojem w głosie. -Jeszcze raz mnie uderz. Wymierzyła cios, bynajmniej próbowała ale Andy przewrócił ją na podłogę. Spojrzała na niego zdziwiona.
-A teraz spróbuj się wyrwać...-Powiedział Andy, Elenę to trochę denerwowało powoli.
-Andy,nie dam rady, nie chcę już ćwiczyć. -Zmarszczyła brwi.
-Ok. Dobra. -Andy puścił ją. -Jak chcesz tylko żeby potem nie było "Andy pomóż" -Naśladował jej głos.- Nie zawsze będę w pobliżu i co by było gdyby...-Opuścił głowę. Chciał już wyjść z sali ćwiczeń, przeznaczonej przez Michael'a do tańca a nie do ćwiczenia walki.
-Czekaj!-Nagle krzyknęła nastolatka, chłopak zdezorientowany się odwrócił.
-Tak?-"Czyżby zmieniła zdanie?" pomyślał.
-Jest inny sposób na pokonanie ich albo chociaż walkę z nimi, jego wieeelkim pieprzonym gangiem? -Spytała znienacka odgarniając kosmyk włosów, zastanawiała się jak mogła teraz wyglądać. Roztrzepane na wszystkie strony włosy.
-Jest. -Andy przełknął ślinę.
-A... Jaki? -Podniosła jedną brew do góry, ustała na przeciwko chłopaka.
-To...Nie! Nie! Nie! Zbyt ryzykowne! Nie chcę ciebie stracić. -Nastolatek krążył po pokoju.
-Andy... -Zaczęła, nie musiała nawet dokańczać już wiedział o co chodzi.
-Pistolet. -Rzucił hasło. Nastolatka zmrużyła brwi.
-A gdzie moż...-Nagle spostrzegła że Andy wyszedł z sali. Szła korytarzem nie było go.
-Andy?! Gdzie jesteś? ! An...-Zaczęła się martwić on tylko przyniosł skrzynkę.
-Co to? -Nie musiała pytać ponieważ domyślała się co kryje się w czarnej skrzynce. Andy wyjął dwa pistolety. Dziwiła się skąd jej partner może mieć takie rzeczy ale wolała lepiej nie pytać.
-Nauczę cię strzelać albo przynajmniej odblokowywać pistolet. -Andy zmrużył oczy.
-A-andy ale jak? -Elen zamurowało, nie chciała nikogo zabijać bo nie miała powodu...chociaż NIE! Miała z chęcią zabiłaby Toma i jego bandę sukinsynów.
-No normalnie patrz...-Jeżeli to było normalne to gdzie konczyła się u niego ta "normalność"? Pokazywał jej wszystkie sztuczki ruchy, nagle zachciało jej się uczyć.
-Dobra na dziś starczy...Obiecałem że pojedziemy do klubu, ogarnij się i czekam na korytarzu. Okay?-Uśmiechnął się, w głębi duszy nie był dumny z tego że wciągnął w to wszystko Elen, ale chciał ją bronić, puki nie jest za puźno.
Nastolatka, już jutro nie, Andy też już nie był zresztą nastolatkiem ale wyglądał na niego. Ubrała czarną skurzaną mini do tego jakąś pasującą bluzkę na krótki rękawek, założyła czarne szpilki i zeszła na dół. Włosy pozostawiła rozpuszczone.
-Wooow...-Andy aż otworzył usta gdy zobaczył Elen. -Kusisz... -Przełknął ślinę.
-Zazdrosny? -Uśmiechnęła się Elen.
-Masz weź. -Podał jej pistolet.
-Andy ale gdzie ja mam to...-Podniosła brwi.
-Schowaj, w torebkę ale najlepiej pod ubranie. -Był poważny, pestraszony? Bał się? !
-Ok. A ty? -Spytała z troską w głosie.
-Mam. -Wskazał na głęboką kieszeń, nie było nawet widać że miał coś w kieszeni. Czarne spodnie. Czarna bluzka. Czarna skurzana kamizelka.
-Idziemy?-Zapytała się nie pewnie chłopaka.
-Jeszcze tylko chłopaki przyjadą i jedziemy. -Oznajmił.
-Chłopacy? Jacy?-Nie sądziła że się zrymuje, i dodatkowo jej głos w tamtym monencie nadał dość piskliwy ton.
-Ashley, Jinxx, Jake i Christian. -Oznajmił patrząc cały czas na Elen
-Aa-ha chyba...-Jej wypowiedź przerwał dzwonek do dwrzwi.
-Heeej! -W drzwiach stanęła dwójka mężczyzn. Mieli tak samo czarne włosy jak Andy i byli podobnie ubrani...
-Hej! To jest Elena. -Wskazał ręką na dziewczynę.
-Hej młoda, ja jestem Ashley, to jest Jinxx. -Elena zbladła, wytrzeszczyła oczy.-Hahahah nie martw się. Z nami jesteś bezpieczna. -Uśmiechnął się Ashley, chyba to był szczery uśmiech.
-T-tak wiem. -Wymamrotała pod nosem.
-To co idziemy? -Zapytał Jinxx by przerwać ciszę trwającą ponad dwie minuty.
-Taaa...Elen wzięłaś pis...-Zapytał się na zaś niebieskooki.
-Mhm- Co miała powiedzieć? Nic jej nie przychodziło do głowy. Nie chciała nikogo zabijać tylko to jest pewne. Droga minęła im w spokoju, Elen czasami myślała że jakiś samochód ich śledzi od samego wyjazfu z posiadłości.
Natomiast inni ją uspakajali, twierdząc że po prostu jakiś samochód jedzie akurat w tym samym kierunku.
-Elen nie oddalaj się od nas za bardzo, musimy mieć cię na widoczności, dobrze?-To było bardziej stwierdzenie ale dla jej dobra.
-Dobrze. -Wysiedli z samochodu, już na zewnątrz słychać było klubową muzykę. Jakieś pary się miziały, weszli głębiej do środka. Elen usiadła się przy barze, obserwowała tłum bawiących się świetnie ludzi. Nagle poczuła czyjś dotyk na swojej skórze, był to wysoki brunet, całe ręce miał pokryte tatuażami. Wydawało jej się że kiedyś go gdzieś widziała. Tylko pytanie brzmiało gdzie?
-Hej ślicznotko-Był pijany.
-Idź sobie...-Próbowała się wyswobodzić z uścisku, zoraz mocniejszego uścisku, szarpała się ten tylko się zaśmiał , nie dawała sobie rady.
-Andy!!! -Krzyczała ile miała sił.-Andy!!! -Wkońcu zauważyła go w tłumie, szedł w ich stronę, dzięki Bogu ją usłyszał. Za nim szedł Ashley i Jinxx.
-Odpierdol się od niej!-Uderzył go z całej siły w szyję. Wykorzystał to że mężczyzna zwijał się z bólu, wziął Elenę z stamtąd.
-Wszystko ok?-Zapytał się z troską w głosie.
-T-tak...jestem tylko w szoku że no..tak szybko mnie usłyszeliście.
-Wracamy...kiedy indziej pójdziemy do klubu.-Oznajmił Andy.
-Przepraszam panienki...-Jinxx akurat rozmawiał z jakimiś dziewczynami. Jechali przez pół godziny. Elen już miała odkluczać dom ale dwrzi okazały się być otwarte. Dziwne...Weszli do środka,wszystko w tym samym stanie.
-Alkohol, kawa czy herbata? -Zapytała dziewczyna.
- Ja alko. -Powiedział szybo Jinxx, wchodząc do kuchni.
-Dla mnie też.-Zawołali w tym samym czasie Andy i Ashley. Elen przewróciła oczami. Przyniosła do salonu drinki.
-Zagramy w butelkę? -Zaproponował Ashley.
-Taaak tylko przyniosę butelkę, z mojego pokoju, zaraz wracam.
Pobiegła do pokoju, włączyła światło i to co zobaczyła...
-Hej kochanie. -Jakiś chłopak leżał u niej na łóżku.
-K-kim t-ty jesteś? -Jej głos zadrżał. Chciała wybiec z pokoju. Całym ciałem przywarł ją do drzwi. Nie mogła się ruszyć.
-Andy!!!!! Jinxx!!!!!!! -Krzyczała najgłośniej jak umiała.
-Cicho, nie krzycz tak. Jesteś tak piękna taka...-Zaczął ją całować po szyi.
-Andy!!!!!! Jinxx!!!! Ashley!!!!!!!-zdążyła wykrzyczeć a już stali pod drzwiami.
-Czemu ich zawołałaś? Nie będzie zabawy. -Nie wiedziała kim był ten kretyn który do niej w tym momencie coś mówił, ale go nienawidziła. Szarpnął ją tak że leżała na podłodze, pisnęła z bólu. Andy wparował do środka, Jinxx i Ashley zostali.
-Zostaw ją ty kretynie! -Zawołał Andy. Nie wierzył własnym oczom Jack...
-Bo co mi zrobisz?-Prychnął
-Bo...- nie zdążył powiedzieć gdy Elen po raz drugi wstała.
-Andy!!! Tom. -Andy odwrócił się w stronę chłopaka.
-Nie zrobisz tego. -Oznajmił.
-Owszem zrobię. -Złapał Andy'ego za ramię i przystawił mu do skroni diabelską zabawkę zwaną pistoletem.
-Przez was zginęli MOI rodzice! -Warknął.-Wszystko co miałem nagle się rozsypało!
Andy przypomniał sobie o pistolecie. Wyjął go "jeżeli zginę zabijając wroga, to mogę się poświęcić" pomyślał. Wycelowałw stronę zdziwionego Toma i strzelił. Elena usłyszała tylko wystrzał nie wiedziała kto kogo zabił czy w ogóle ktoś ucierpiał... Powoli otworzyła oczy.Obydwoje leżeli martwi.
-A-andy? A-andy?!-Rozpłakała się.
-Kocham cię i zawsze będę wybacz mi to wszystko co złe i to że ciebie to wciągnąłem. -Powoli zamykał oczy.-Wybaczysz?
-Andy tak ale ty nie zrobiłeś NIC złego dziękuję że mnie chroniłeś...ty nie możesz umrzeć!!!! An-d-y!! -Brakowało jej tchu. -Andy kocham CIĘ!
-Ja ciebie też...-Powoli tracił przytomność. Szybko złączyła ich usta w ostatnim pocałunku. Zamknął oczy. Umarł. Nie miał szans na przerzycie, rana w sercu.
-Andy!!!!!!!!!!!!! Nie!!!!!!!!! Andy!!!!! Dlaczego? !?!
Nie zauważyła nawet jak do jej pokoju weszli chłopacy.
-Ashley. Wyprowadź ją z tąd. -Powiedział jak najspokojniej Jinxx chociaż zauważyła na jego oczach łzy.
-Nie nigdzie nie idę!!!! Chcę być tu z nim!!!! Gdziekolwiek teraz jest! Wzięła kartkę i zapisała coś na niej.
-Mogę zostać sam na sam z...-Wskazała na martwe ciało Andy'ego leżącego w kałuży krwii. Tylko skinęli głową. Wyszli. Elena ostatni raz popatrzyła na Andy'ego. Na ten cały świat wzięła przyłożyła pistolet do skroni...i w tym momencie wszedł Ashley.
-Co ty?-
-Przepraszam. -To były jej ostatnie słowa. Strzał. Nie żyje. Jest z nim.
Ciąg dalszy nastąpi wiem miałam napisać to w jednej notce ale się nie da.
Subskrybuj:
Posty (Atom)