czwartek, 15 października 2015

Ta historia tak się nie zakończy

-Dzień dobry kochanie. -Michael był cały rozpromieniony, pocałował Jasmin w skroń.
-Raczej królewicz obudził śpiącą księżniczkę w usta żeby się obudziła a nie w skroń. -Przypomniała kobieta i przewróciła się na drugi bok.
-Jak mam tą księżniczkę pocałować ? Jeżeli ta leży odwrócona bokiem. -Zaśmiał się Michael. -Bo obudzę cię tak jak Shrek Fionę.-Uśmiechnął się sam do siebieb
-Czyli jak?-Spojrzała na niego z zainteresowaniem.
-Już nie pamiętam ale wiem że Fiona nie była zadowolona. -Oznajmił po czym wstał i ubrał szlafrok.
-No chodź tu...KRÓLU. -Jasmin uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła Michael'a w swoją stronę, tak że upadł na łóżko.
-Jestem na twoje rozkazy królowo. -Przygryzł wargę.
___
W tym czasie w Neverland.
Paris już wróciła do domu, od razu kierowała się do swojego pokoju. Gdy przechodziła obok sypialni Eleny spostrzegła dwie sylwetki, jednak nie należały one do Andy'ego i jej siostry. Fakt faktem mieli czarne włosy ale z postury byli mężczyznami, na początku się przestraszyła ale pomyślała że mają po prostu gości. Chciała już iść dalej do swojego pokoju jednak coś jej mówiło że powinna tam iść. Kierowała się w stronę pokojun głosy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Weszła do pomieszczenia.
-Hej wa...-Widok ją zamurował. Wszystko poprzewracane, szkło rozsypane na podłodze, na której leżały trzy martwe ciała. Spojrzała na mężczyzn.
-Czemu ich zabiliście?!-Wykrzyczała przez łzy.
-Paris uspokój się.. -Próbowali ją uspokoić.
-Skąd znacie w ogóle moje imię? -To pytanie było bez sensu bo większa połowa kuli ziemskiej znała jej imię.
-Doszło do strzelaniny. Elen była zaatakowana przez Jack'a. Andy pobiegł ją uratować. Go zaatakował Tom. I zginęli od strzału. Elen popełniła samobójstwo. 
-I ty to tak mówisz spokojnie?!-Paris była w szoku.
-A co mam wpadać w panikę? -Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czekajcie tu, zadzwonię do taty.-Nastolatka na drżących nogach wyszła na korytarz.
___
-Michael może przedzwonimy do dzieci? -Zapytała Jasmin z troską w głosie.
-Nieee na pewno jeszcze śpią. -Machnął ręką. Jasmin przewróciła oczami.
-Mam źle przeczucia możesz jednak zadzwonić?-Było to bardziej coś w stylu stwierdzenia niż spytania.
-Jasmin. Mówię że NIC im się nie stanie. Już są duzi.-Michael objął kobietę w pasie i spojrzał jej głęboko w oczy. Już miał zamiar ją pocałować gdy rozległ się dźwięk telefonu. Michael szybko podszedł do stołu się sięgnął telefon.
-Tato?!-Zawołała spanikowana Paris, dopiero teraz wyrzuciła swoją panikę na światło dzienne.
-Co się stało?  Paris, czemu płaczesz? -Michael się zmartwił, usiadł na krześle.
-Ta-t-to E-ele-n i A-an-dy nie żyją. -Nastolatka dławiła się łzami. Michael pobladł. -T-tato j-jest-eś t-tam? -Paris nie mogła się uspokoić.
-...Tak, już się zbieramy. I za kilka godzin będziemy..Wiesz że nawet jak wynajmę samolot i potem helikopter to z Europy nie przylecę w kilka minut. -Michael strarał się nie płakać, jednak powoli załamywał mu się głos.
-Dobrze tato... Zadzwonię po Prince'a i Blanket'a. Pa i uważajcie na siebie...-Rozłączyła się.
-Michael co jest grane? -Jasmin zaniepokojona podeszła do Michael'a który płakał co raz to mocniej.
-Mówiłaś!!! Mówiłaś że mam przedzwonić!!! Przeczuwałaś!!! Dlaczego kurwa ciebie nie posłuchałem?!-Wstał na równe nogi. -Chodźmy się spakować. -Powiedział już nieco spokojniej. Jasmin była w szoku, z resztą jak każdy. Skiwnęła tylko głową na tak i poszła za Michael'em do pokoju. Spakowali swoje rzeczy i wyjechali na lotnisko. Michael po cichu śpiewał Gone too soon co jakiś czas przerywając głośnym szlochem. Nie obyło się bez fanów, jednak Michael nie miał dzisiaj ochoty na podpisywanie kartek i robienie zdjęć z fanami. Chociaż ich cenił ponieważ jak twierdzi "są żołnierzami miłości " co jest z jednej strony racją. Szli prosto przez tłum fanów, dodatkowo Michael'owi i Jasmin utrudniało drogę paparazzi. "Jestem przecież taki sam jak wszyscy, kiedy się skaleczę krwawię... Czemu innych zwykłych ludzi to nie może spotkać? Chociaż paparazzi nie życzę nawet najgorszemu wrogowi" myśli przerwała mu Jasmin.
-Będziemy się tak cały czas nie odzywać? -Zapytała gdy byli już w samolocie. "A co myślisz? Że jak moja córka umarła to mam ochotę na pogaduszki?" pomyślał.
-Nie mam ochoty na rozmawianie. -Stwierdził i odwrócił się w stronę okienka w samolocie, padało, szarość, krople deszczu odbijane od szyby...
-Nawet ze mną? Czy ty myślisz że mi teraz też nie jest ciężko? ! -Nie chciała krzyknąć ale emocje wzięły w górę.
-Nawet...-Michael skupił się tylko na tym pytaniu, wiedział bowiem że Jasmin też jest w takim samym stanie psychicznym co on... Dlaczego Elen? Dlaczego jej zawsze to się przytrafia...przytrafiało. 
-Przepraszam. -Jasmin powiedziała to słowo najciszej jak umiała ale na tyle by Michael usłyszał.
-Nie masz za co. -Odparł. Reszta podróży zleciała w ciszy. To samo jak już byli w Ameryce. Było zimne popołudnie, samochód zajechał na teren posesji. Wysiadli z niej Jasmin Jackson oraz. Michael Jackson, nie Jacko jak pisała o nim prasa, nie Wacko jak niektórzy na niego mówili, po prostu Michael Jackson ojciec czwórki dzieci. Weszli na górę, Jasmin stanęła jak wryta z resztą Michael też. Prince, Blanket i Paris byli wtuleni w siebie i spali, porozbijane szkło, wszystko poprzewracane. Trzy trupy leżące na podłodze na tle krwi. Obok nich pistolety. Michael po raz kolejny się rozpłakał, Jasmin która była jeszcze na siłach zadzwoniła po karetki. Po chwili przyjechali, ze specjalnymi służbami, ustalono że było to potrójne samobójstwo. Jaka była prawda to tylko wiedziała Paris, Ashley i... chłopak którego Paris zapomniała imienia. Tylko teraz był kolejny wątek czy powiedzą im czy nie...Nawet nie chciało się nikomu z pogotowia i tym co przyjechali do Neverland'u razem z nimi przeszukać pokoju.
-Iii co teraz. -Blanket był kompletnie bezradny, odgarnął czarnego włosa który opadł mu na czoło.
-Nie wiem. -Przyznał zgodnie z prawdą Michael.
-Ashley mi mówił że był tu jeszcze jeden chłopak...Jack. -Przypomniała sobie Paris.
-Kim jest Ashley?  -Zapytał zdziwiony Prince.
-To jest przyjaciel Andy'ego...grali razem w kapeli czy coś.-Oznajmiła nastolatka.
-A skąd się tu wzięli?  -Zapytał Blanket, wyręczając przy tym swojego ojca który miał się zapytać o to samo.
-Przyszli razem z dyskoteki... Poszli kilka godzin temu. -Spojrzała na zegarek.
-Aha a kim jest ten Jack? -Zainteresowała się Jasmin.
-On jest chyba z tego gangu Tom'a a teraz nie wiem kto może być szefem.. Ashley mówił że jego gang czyhał na Elen a Andy zawsze nie dopuszczał by coś jej się stało i tego dnia coś wyszło spod kontroli czy coś dalej nie wiem... Ashley zostawił numer telefonu. -Wyjęła karteczkę ze spodni i położyła na stole. Powoli ciemniało.
-Przedzwonię do niego. -Oznajmił Prince.
-Ok.. Jak odbierze to zapytaj się czy może tu przyjechać. -Poprosiła Paris. 
-Dobra, zapytam się go. -Zadzwonił pod wskazany numer.
-Halo? Z tej strony Prince Jackson czy rozmawiam z Ashley' em Purdy? - Zapytał się jak na księcia przystało.
-Tak, pewno chodzi o.. Tą sprawę nie na telefon? -Zgadnął po chwili.
-Dokładnie czy mógłbyś przyjechać do Neverland'u? -Zapytał dbając o to by nie zabrzmiało na stwierdzenie.
-Jasne ale mogę nie dzisiaj? Jestem już trochę wstawiony a nie chcę spowodować wypadku. -Powiedział zgodnie z prawdą. -Mogę jutro? 
-Tak jasne. -Prince dopiero teraz zauważył że oczy wszystkich domowników są skierowane w jego stronę.
-To na razie. -"Połączenie zakończone".
-Otworzę tu okno, zejdźmy na dół. -Oznajmił Michael. 
-Ja tu jeszcze chwilkę będę. - Powiedziała, gdy wszyscy zeszli na dół zaczęła szukać jakiś dowodów... W szufladzie znalazła list skierowany do najbliższych.
Brzmiał :
"Przepraszam was za ten widok i za wszystko ale muszę być z Andy'm tak jak Romeo i Julia.  Kocham was. Andy chciał mnie chronić i dobrze mu to wychodziło. Kocham was i PRZEPRASZAM."
 Zaledwie tak krótki list a wyrażał naprawdę wiele. Paris poleciało kilka łez.
___
-Andy?  -Spytała nie pewnie Elen.
-Tak? Czemu popełniłaś samobójstwo? -Zmarszczył brwi.
-Bo cię kocham! -Krzyknęła.
-Dosłownie jak w Romeo i Julii. Oj Elen, Elen. -Pokręcił głową z niedowierzaniem. Do białej sali weszły Susie, Kim i Whitney.
-Hej kochana. Znów się widzimy. -Uśmiechnęła się Sue.
-Dokładnie. -Przytuliła się do mamy.
-Ehuem, kochanie kto to? -Zapytał zdezorientowany chłopak, jego mina była bezcenna.
-Ciocia Kim, moja mama i Whitney...-Pokolei wymieniła osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Nagle drzwi otworzyły się. Wszedł jakiś blondyn. Nie jakiś tylko ikona grunge.
-Ups. Przepraszam to nie t... Elen? Ty znowu tu ? -Spytał zdziwiony Kurt.
-Nooo tak jakoś. -Nastolatka spuściła głowę.
-Czemu to zrobiłaś? -Zapytał z ciekawością w głosie Cobain.
-A czemu. . -Miała już coś powiedzieć w stylu "a czemu ty popełniłeś samobójstwo?" ale to nie miałoby żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wiadomo tak naprawdę czy to aby na pewno było samobójstwo. -Bo go kocham.-Powiedziała zgodnie z prawdą.
-To nie może się tak zakończyć. Kim, Susie i Whitney chodźcie musimy coś załatwić u szefa. - Nie chciał żeby życie tak młodej, uzdolnionej osoby jak Elen. Andy zresztą też.

2 komentarze:

  1. No kurczę. Alle się ubawiłam:D Pierwsza scena mnie rozwaliła dosłownie .A dalej bardzo ciekawie. Zakończenie bardzo pomysłowe :D

    OdpowiedzUsuń