poniedziałek, 19 października 2015

1cz. -Breezy

Malutka dziewczynka, która miała zaledwie trzy latka wpatrywała się w jeden punkt za oknem... Znajdowała się w domu dziecka, w którym przebywała od dwóch lat, jej rodzice, o ile można ich tak nazwać katowali małą, jak dziewczynka miała roczek zaineresowali się jej stanem ludzie z opieki społecznej...Co by dalej opisywać każdy chyba wie jak się kończą takie sprawy, dzięki Bogu tu trafiła. Widać było że po mimo wszystko ich kocha i że za nimi w pewnym sensie tęskni.
-Kate i co znalazłaś już twoją szczęśliwą gwiazdkę? -Zapytała z troską w głosie Amber jej przyjaciółka, starsza od niej o kilkanaście lat ale to nie przeszkadzało w załapaniu dobrego kontaktu.
-Tak. -Uśmiechnęła się szeroko i pokazała kartkę papieru w kształcie gwiazdy.
-To ta? -Zapytała z lekkim zaciekawieniem nastolatka, która w te święta miała stać się pełnoletnia. Jej zachowanie na pewno się nie zmieni ale co będzie dalej z nią?
-Mhm...-Kiwnęła głową blondynka. -Chces zobacyć? -Zapytała dziewczynka.
-Tak jak najbardziej, pokaż.-Nastolatka wyciągnęła rękę w stronę dziewczynki która podała jej kartkę.
-Jeeeny, to ty sama rysowałaś? -Zdziwiła się Amber, marszcząc przy tym brwi.
-Nie... Ciocia mi pomagała. -Wskazała rączką na opiekunkę grupy, która się do niej usmiechnęła.
-Ale to ty pokolorowałaś, a to już jest większość pracy, więc Kate należą się brawa. -Dziewcznka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pobiegła do grupki dzieci bawiących się w berka.
-Niedługo nowy rok, to znaczy za kilka miesięcy...-Amber oparła się o ścianę.
-1964... Jak to brzmi, nie tak dawno był 1960. -Uśmiechnęła się Jessica.
-Robimy coś na halloween?-Zapytała  znienacka nastolatka.
-Myślałam już nad tym ale chyba będziemy zbierać cukierki. -Oznajmiła kobieta. -Ale to jeszcze nie jest pewne...-Podeszła do biurka, usiadła na krzesło. Po czasie zadzwonił telefon.
-Witam, dom dziecka nr 10 w Panamie.
-...
-Na kiedy? 
-...
-Aha, dobrze...dobrze. Mogliby państwo podać numer telefonu? 
-...
-Dobrze dziękuję.
Kobieta wstała od biurka.
-Amber! Kate! Chodźcie! Mam dla was wesołą wiadomość!-Zawołała szatynka.
-Jaką? -Zapytały w tym samym momencie. 
-Najprawdopodobniej jutro znajdziecie rodzinę. -Uśmiechnęła się szeroko.
-Fajnie! -Kate nie traciła nadziei w przeciwieństwie do jej przyjaciółki.
-Taaak fajnie, tylko że znowu nikt nas nie będzie chciał...ZNOWU.-Amber posmutniała, na szczęście nie słyszał jej słów nikt z dzieci.
-Amber...Wiem...-Zaczęła, znów,  ciągle to samo. Jak zawsze.
-NIE...NIKT NAS NIE CHCE, znowu to samo, przerabiam to samo..Przepraszam. -Usiadła się w koncie na podłodze. Zaczęła płakać ale tak by nikt jej nie widział, myliła się obserwowała ją Kate, która po pewnym czasie do niej podeszła.
-Ambi...nie płacz. -Pogłaskała ją po plecach dziewczynka.
- - - - - - - -
Ta sama dziewczynka miała już teraz siedem lat, wraz z Amber zamieszkała w domu państwa Simpsonów, miały tam o wiele lepsze warunki niż w swoich rodzinnych domach. Dom był położony w cichej okolicy, Gary w stanie Indiana. Dzisiaj właśnie nadszedł dzień urodzin jakiegoś chłopca z rodziny Jackson'ów czy jakoś tak. 
-Ambi może lepiej ta sukienka? -Luna podała kobiecie fioletową sukienkę z cekinami.
-Dzięki mamo! -Uśmiechnęła się szeroko, wiadomo że państwo Simpson nie zastąpią im rodziców ale tak właśnie dziewczyny tam się czuły jak w domu rodzinnym. Tylko że u lepszych rodziców. Kate wyszła z łazienki.
-Umyte ząbki? -Poczochrała delikatnie jej włosy Luna, czarnoskóra, szczupła kobieta.
-Tak! -Uśmiechnęła się szeroko. -A gdzie jest tata? 
-Tata myje samochód, przecież dzisiaj jedziemy do państwa Jackson, na urodziny chłopca który jest w twoim wieku. -Oznajmiła ciepło podczas rozczesywania, długich blond włosów Kate.
-Dobrze tak chyba może być...ubierz tą różową sukienkę. -Już miała wychodzić z pokoju gdy dziewczynka zapytała.
-Mamo. Jak ten chłopiec ma na imię? -Była bardzo ciekawa.
-Michael, a czemu pytasz? -Uśmiechnęła się delikatnie, zauważyła że zainteresowała jej przybraną córkę osoba Michael'a.
-Nie...tylko tak pytam, baaardzo ładne imię. -Uśmiechnęła się. Widać było że się poczerwieniła. Luna zaśmiała się na ten widok. Kilkanaście minut później wszyscy byli już w samochodzie.

czwartek, 15 października 2015

Ta historia tak się nie zakończy

-Dzień dobry kochanie. -Michael był cały rozpromieniony, pocałował Jasmin w skroń.
-Raczej królewicz obudził śpiącą księżniczkę w usta żeby się obudziła a nie w skroń. -Przypomniała kobieta i przewróciła się na drugi bok.
-Jak mam tą księżniczkę pocałować ? Jeżeli ta leży odwrócona bokiem. -Zaśmiał się Michael. -Bo obudzę cię tak jak Shrek Fionę.-Uśmiechnął się sam do siebieb
-Czyli jak?-Spojrzała na niego z zainteresowaniem.
-Już nie pamiętam ale wiem że Fiona nie była zadowolona. -Oznajmił po czym wstał i ubrał szlafrok.
-No chodź tu...KRÓLU. -Jasmin uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła Michael'a w swoją stronę, tak że upadł na łóżko.
-Jestem na twoje rozkazy królowo. -Przygryzł wargę.
___
W tym czasie w Neverland.
Paris już wróciła do domu, od razu kierowała się do swojego pokoju. Gdy przechodziła obok sypialni Eleny spostrzegła dwie sylwetki, jednak nie należały one do Andy'ego i jej siostry. Fakt faktem mieli czarne włosy ale z postury byli mężczyznami, na początku się przestraszyła ale pomyślała że mają po prostu gości. Chciała już iść dalej do swojego pokoju jednak coś jej mówiło że powinna tam iść. Kierowała się w stronę pokojun głosy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Weszła do pomieszczenia.
-Hej wa...-Widok ją zamurował. Wszystko poprzewracane, szkło rozsypane na podłodze, na której leżały trzy martwe ciała. Spojrzała na mężczyzn.
-Czemu ich zabiliście?!-Wykrzyczała przez łzy.
-Paris uspokój się.. -Próbowali ją uspokoić.
-Skąd znacie w ogóle moje imię? -To pytanie było bez sensu bo większa połowa kuli ziemskiej znała jej imię.
-Doszło do strzelaniny. Elen była zaatakowana przez Jack'a. Andy pobiegł ją uratować. Go zaatakował Tom. I zginęli od strzału. Elen popełniła samobójstwo. 
-I ty to tak mówisz spokojnie?!-Paris była w szoku.
-A co mam wpadać w panikę? -Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Czekajcie tu, zadzwonię do taty.-Nastolatka na drżących nogach wyszła na korytarz.
___
-Michael może przedzwonimy do dzieci? -Zapytała Jasmin z troską w głosie.
-Nieee na pewno jeszcze śpią. -Machnął ręką. Jasmin przewróciła oczami.
-Mam źle przeczucia możesz jednak zadzwonić?-Było to bardziej coś w stylu stwierdzenia niż spytania.
-Jasmin. Mówię że NIC im się nie stanie. Już są duzi.-Michael objął kobietę w pasie i spojrzał jej głęboko w oczy. Już miał zamiar ją pocałować gdy rozległ się dźwięk telefonu. Michael szybko podszedł do stołu się sięgnął telefon.
-Tato?!-Zawołała spanikowana Paris, dopiero teraz wyrzuciła swoją panikę na światło dzienne.
-Co się stało?  Paris, czemu płaczesz? -Michael się zmartwił, usiadł na krześle.
-Ta-t-to E-ele-n i A-an-dy nie żyją. -Nastolatka dławiła się łzami. Michael pobladł. -T-tato j-jest-eś t-tam? -Paris nie mogła się uspokoić.
-...Tak, już się zbieramy. I za kilka godzin będziemy..Wiesz że nawet jak wynajmę samolot i potem helikopter to z Europy nie przylecę w kilka minut. -Michael strarał się nie płakać, jednak powoli załamywał mu się głos.
-Dobrze tato... Zadzwonię po Prince'a i Blanket'a. Pa i uważajcie na siebie...-Rozłączyła się.
-Michael co jest grane? -Jasmin zaniepokojona podeszła do Michael'a który płakał co raz to mocniej.
-Mówiłaś!!! Mówiłaś że mam przedzwonić!!! Przeczuwałaś!!! Dlaczego kurwa ciebie nie posłuchałem?!-Wstał na równe nogi. -Chodźmy się spakować. -Powiedział już nieco spokojniej. Jasmin była w szoku, z resztą jak każdy. Skiwnęła tylko głową na tak i poszła za Michael'em do pokoju. Spakowali swoje rzeczy i wyjechali na lotnisko. Michael po cichu śpiewał Gone too soon co jakiś czas przerywając głośnym szlochem. Nie obyło się bez fanów, jednak Michael nie miał dzisiaj ochoty na podpisywanie kartek i robienie zdjęć z fanami. Chociaż ich cenił ponieważ jak twierdzi "są żołnierzami miłości " co jest z jednej strony racją. Szli prosto przez tłum fanów, dodatkowo Michael'owi i Jasmin utrudniało drogę paparazzi. "Jestem przecież taki sam jak wszyscy, kiedy się skaleczę krwawię... Czemu innych zwykłych ludzi to nie może spotkać? Chociaż paparazzi nie życzę nawet najgorszemu wrogowi" myśli przerwała mu Jasmin.
-Będziemy się tak cały czas nie odzywać? -Zapytała gdy byli już w samolocie. "A co myślisz? Że jak moja córka umarła to mam ochotę na pogaduszki?" pomyślał.
-Nie mam ochoty na rozmawianie. -Stwierdził i odwrócił się w stronę okienka w samolocie, padało, szarość, krople deszczu odbijane od szyby...
-Nawet ze mną? Czy ty myślisz że mi teraz też nie jest ciężko? ! -Nie chciała krzyknąć ale emocje wzięły w górę.
-Nawet...-Michael skupił się tylko na tym pytaniu, wiedział bowiem że Jasmin też jest w takim samym stanie psychicznym co on... Dlaczego Elen? Dlaczego jej zawsze to się przytrafia...przytrafiało. 
-Przepraszam. -Jasmin powiedziała to słowo najciszej jak umiała ale na tyle by Michael usłyszał.
-Nie masz za co. -Odparł. Reszta podróży zleciała w ciszy. To samo jak już byli w Ameryce. Było zimne popołudnie, samochód zajechał na teren posesji. Wysiadli z niej Jasmin Jackson oraz. Michael Jackson, nie Jacko jak pisała o nim prasa, nie Wacko jak niektórzy na niego mówili, po prostu Michael Jackson ojciec czwórki dzieci. Weszli na górę, Jasmin stanęła jak wryta z resztą Michael też. Prince, Blanket i Paris byli wtuleni w siebie i spali, porozbijane szkło, wszystko poprzewracane. Trzy trupy leżące na podłodze na tle krwi. Obok nich pistolety. Michael po raz kolejny się rozpłakał, Jasmin która była jeszcze na siłach zadzwoniła po karetki. Po chwili przyjechali, ze specjalnymi służbami, ustalono że było to potrójne samobójstwo. Jaka była prawda to tylko wiedziała Paris, Ashley i... chłopak którego Paris zapomniała imienia. Tylko teraz był kolejny wątek czy powiedzą im czy nie...Nawet nie chciało się nikomu z pogotowia i tym co przyjechali do Neverland'u razem z nimi przeszukać pokoju.
-Iii co teraz. -Blanket był kompletnie bezradny, odgarnął czarnego włosa który opadł mu na czoło.
-Nie wiem. -Przyznał zgodnie z prawdą Michael.
-Ashley mi mówił że był tu jeszcze jeden chłopak...Jack. -Przypomniała sobie Paris.
-Kim jest Ashley?  -Zapytał zdziwiony Prince.
-To jest przyjaciel Andy'ego...grali razem w kapeli czy coś.-Oznajmiła nastolatka.
-A skąd się tu wzięli?  -Zapytał Blanket, wyręczając przy tym swojego ojca który miał się zapytać o to samo.
-Przyszli razem z dyskoteki... Poszli kilka godzin temu. -Spojrzała na zegarek.
-Aha a kim jest ten Jack? -Zainteresowała się Jasmin.
-On jest chyba z tego gangu Tom'a a teraz nie wiem kto może być szefem.. Ashley mówił że jego gang czyhał na Elen a Andy zawsze nie dopuszczał by coś jej się stało i tego dnia coś wyszło spod kontroli czy coś dalej nie wiem... Ashley zostawił numer telefonu. -Wyjęła karteczkę ze spodni i położyła na stole. Powoli ciemniało.
-Przedzwonię do niego. -Oznajmił Prince.
-Ok.. Jak odbierze to zapytaj się czy może tu przyjechać. -Poprosiła Paris. 
-Dobra, zapytam się go. -Zadzwonił pod wskazany numer.
-Halo? Z tej strony Prince Jackson czy rozmawiam z Ashley' em Purdy? - Zapytał się jak na księcia przystało.
-Tak, pewno chodzi o.. Tą sprawę nie na telefon? -Zgadnął po chwili.
-Dokładnie czy mógłbyś przyjechać do Neverland'u? -Zapytał dbając o to by nie zabrzmiało na stwierdzenie.
-Jasne ale mogę nie dzisiaj? Jestem już trochę wstawiony a nie chcę spowodować wypadku. -Powiedział zgodnie z prawdą. -Mogę jutro? 
-Tak jasne. -Prince dopiero teraz zauważył że oczy wszystkich domowników są skierowane w jego stronę.
-To na razie. -"Połączenie zakończone".
-Otworzę tu okno, zejdźmy na dół. -Oznajmił Michael. 
-Ja tu jeszcze chwilkę będę. - Powiedziała, gdy wszyscy zeszli na dół zaczęła szukać jakiś dowodów... W szufladzie znalazła list skierowany do najbliższych.
Brzmiał :
"Przepraszam was za ten widok i za wszystko ale muszę być z Andy'm tak jak Romeo i Julia.  Kocham was. Andy chciał mnie chronić i dobrze mu to wychodziło. Kocham was i PRZEPRASZAM."
 Zaledwie tak krótki list a wyrażał naprawdę wiele. Paris poleciało kilka łez.
___
-Andy?  -Spytała nie pewnie Elen.
-Tak? Czemu popełniłaś samobójstwo? -Zmarszczył brwi.
-Bo cię kocham! -Krzyknęła.
-Dosłownie jak w Romeo i Julii. Oj Elen, Elen. -Pokręcił głową z niedowierzaniem. Do białej sali weszły Susie, Kim i Whitney.
-Hej kochana. Znów się widzimy. -Uśmiechnęła się Sue.
-Dokładnie. -Przytuliła się do mamy.
-Ehuem, kochanie kto to? -Zapytał zdezorientowany chłopak, jego mina była bezcenna.
-Ciocia Kim, moja mama i Whitney...-Pokolei wymieniła osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Nagle drzwi otworzyły się. Wszedł jakiś blondyn. Nie jakiś tylko ikona grunge.
-Ups. Przepraszam to nie t... Elen? Ty znowu tu ? -Spytał zdziwiony Kurt.
-Nooo tak jakoś. -Nastolatka spuściła głowę.
-Czemu to zrobiłaś? -Zapytał z ciekawością w głosie Cobain.
-A czemu. . -Miała już coś powiedzieć w stylu "a czemu ty popełniłeś samobójstwo?" ale to nie miałoby żadnego sensu. Zwłaszcza że nie wiadomo tak naprawdę czy to aby na pewno było samobójstwo. -Bo go kocham.-Powiedziała zgodnie z prawdą.
-To nie może się tak zakończyć. Kim, Susie i Whitney chodźcie musimy coś załatwić u szefa. - Nie chciał żeby życie tak młodej, uzdolnionej osoby jak Elen. Andy zresztą też.

czwartek, 8 października 2015

strzał

Na początku chciałabym przeprosić że przeskoczyłam o kilka lat do przodu ale notka by mi się nie lepiła. Dziękuję jedynej osobie która czyta mojego bloga t.j. Jasmin, na początku cieszyłam się że jest kilka komentarzy ale tracę sens pisania tego opo. Chociaż może nabiorę sił do pisania ff kiedy indziej, ale tak czy siak to jest już ostatni odcinek opo. Zapraszam do czytania. :S

Lata zlatywały na gromie wywiadów, koncertów, w końcu Elenie udało się wybić samej na szczyt przebojów. Jasmin i Michael byli już po ślubie.  Andy planował ostatnio jakąś niespodziankę dla Eleny. 
-Ej! Widziałem jak na niego się patrzyłaś! -Zawołał w żartach Andy gdy przechodzili przez park.
-Hahahah ja?! Nie! -Nastolatka była w świetnym humorze. "Może ją teraz o to zapytać?...nie, jeszcze chwilę poczeka"
-Ej a twój tata kiedy wróci z trasy? -Nagle zapytał, spoglądając na Elenę.
-Przecież dopiero ją zaczął. Jestem pod wrażeniem że Jasmin pojechała. Na początku się upierała że zostaje...a tu w tamtym tygodniu okazało się że...fajnie przynajmniej będą mieli czas dla siebie. -Zaśmiała się nastolatka, robiąc nieokreślony ruch dłońmi.
-Hahahah... I my dla siebie będziemy mieli trochę czasu. -Spowarzniał, złapał Elen za podbródek, spojrzał jej głęboko w oczy. -Kocham cię Elen Jackson. 
-Ja ciebie też...spojrzała niepewnie na chłopaka, miał takie niebieskie oczy, tylko w takich momentach jak ten to zauważała.
-Nie mam przy sobie czegoś dla ciebie ale... Elen... Zostaniesz ze mną na zawsze? -Zapytał klękając na jedno kolano, Elen już wiedziała do czego zmierza, bynajmniej jej się tak wydawało.
-...T-tak...-Spojrzała na niego zszokowana ale tak mile zszokowana. -Ale już wstań z tej ziemi. -Zaśmiała się.
-Było nawet wygodnie. -Zaśmiał się otrzepując jego czarne spodnie z piasku.
-Andy...mam do ciebie pytanie. -Powiedziała najpoważniej w świecie.
-Noo...Słucham cię promyku, bodajesz mi zawsze nadzieję na lepsze jutro.
-Pamiętasz jak...kilka lat temu tamta band...-Przytknął jej palec do ust.
-Nie mów tu o tym...w domu. Bo inaczej będziesz w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż się spodziewasz. -Nie zrozumiała go, o comu mogło chodzić.
-Ale w jakim jeszcze większym niebezpieczeństwie? -Wyszeptała. -Andy powiedz mi...-Tupnęła nogą. 
-Elen nie tu, nie tu, opowiem ci wszystko. Ale nie tu. Jego gang może być wszędzie. -Zaprowadził Elen do samochodu. Zajęła miejsce pasażera, Andy usiadł się od strony kierowcy.
-To teraz możesz mi chyba powiedzieć co?-Zkrzyżowała ręce na piersi.
-Pamiętasz jak wracałem nonstop z siniakiem na twarzy...? -Zapytał. 
-...T-tak, nie tylko na twarzy...nigdy mi nie powiedziałeś od czego są.-Stwierdziła, poprawiając sobie włosy.
-Kiedyś pokłóciłem się z Tom'em, wiesz...i ja kiedyś byłem w takiej sekcie...-Zaczął, chociaż nie wiedział praktycznie co ma mówić.
-Andy...-Szepnęła z niedowierzaniem w głosie. Chłopak zamknął oczy po to by za chwilę je otworzyć.
-Proszę nie przerywaj mi. -Elen tylko kiwnęła głową. -Ale uciekłem. Potem jak wtedy banda Tom'a cię porwała, miałem ochotę ich wszystkich pozabijać ale chciałem ciebie najpierw uchronić. Gdy byłaś w szpitalu i siedziałem przy twoim łóżku, przyszedł Jack...
-Kim jest Jack? Zapytała się i przy okazji przerwała mu monolog.
-To mój były kumpel, chciał za wszelką cenę mieć cię, a on jest...typem faceta z jakim nie chciałabyś mieć do czynienia. -Odpowiedział ze spokojem w głosie chociaż w środku czuł ból, gorycz.
-Aha...Takim jak ty byłeś na początku? -Zainteresowała ją osoba Jacka...i to chyba za bardzo, Andy to zauważył.
-Nie jest gorszy od mojego byłego ja...i ostatnio dołączył do gangu Tom'a, nie dają spokoju, chcę ciebie chronić El... Nie mów pod żadnym pozorem o tym ,że wiesz...-Andy naprawdę się zamartwiał.
-Andy, dziękuję. -Była w szoku, nie wiedziała co mówić, bała się o życie.  Bała się o Andy'ego. -Ale nie pomyślałeś by iść z tym na policję?-Zapytała po chwili milczenia.
-Kochanie, takie rzeczy inaczej się załatwia. Dobra jedziemy do Neverlandu. Jak będziesz dzisiaj chciała możemy iść do klubu. -To było bardziej stwierdzenie z jego strony.
-Ok. -Nie miała ochoty iść tam ale co miała powiedzieć? "Wiesz Andy...nie chce mi się iść do klubu, boję się i chcę być w domu." nie takie coś w ogóle nie wchodziło w rachubę.
-Fajnie. -Spojrzał na nią TYM wzrokiem, "Boże, dzięki ci za takiego chłopaka " pomyślała. Przyjechali do Neverlandu, Michael był dostępny na Skype. Przedzonili. 
-Hej wam! -Michael był radosny od ucha do ucha. "A temu co?" pomyślała Elena.
- Co u was tato?- Była naprawdę zainteresowana co u niego się działo.
-Hmm...u nas, jest...Super! -Michael klasnął w dłonie. Przyszła Jasmin.
-Z kim rozmawiasz? -Spytała zainteresowana. Oboje byli owinięci rzecznikami.
-Elen i Andy. -Wskazał na ekran.
-Jasmin! tato! Andy mi się oświadczył! -Była taka szczęśliwa. Andy był naprawdę spoko kolesiem idealnym dla jego córki. Rozmowa trwała jeszcze kwadrans.
-Dobrze my już idziemy. -Uśmiechnął się szeroko Andy.
-Kochamy was! -Michael zdążył powiedzieć i się rozłączyli.
-Uderz mnie. - To był rozkaz? Elen zatrzepotała rzęsami.
-Że co? Czemu? -Otworzyła szeroko oczy.
-Chcę cię nauczyć kilka ruchów samoobrony i ciosów...tak na wszelki wypadek.-Oznajmił chłopak.
-Ok. - Zmrużyła brwi.
-Z całej siły. -Spojrzał na nią spod czarnych włosów.
-Dobra. -Już chciała wymierzyć cios gdy Andy'emu "coś się przypomniało"
-Nie miej pięści tak tylko tak, i zła pozycja...-Nakierowywał ją.
-Tak?-Zapytała się nie pewnie.
-Teraz tak. -Uśmiechnął się. Wymierzyła mu cios. Zaśmiał się?  Spojrzała na niego zdezorientowana. 
-Co? -Zapytała po chwili.
-Masz mało siły, musisz celować w szyję by osłabić przeciwnika. -Wytłumaczył. -Uderz mnie jeszcze raz. Wymierzyła cios , prosto w szyję chłopaka trochę się skrzywił, nastolatka to zauważyła.
-Andy! Przepraszam nie chciałam...-Spanikowała.
-Jest w porządku, chcę ciebie nauczyć.-Powiedział ze spokojem w głosie. -Jeszcze raz mnie uderz.  Wymierzyła cios, bynajmniej próbowała ale Andy przewrócił ją na podłogę. Spojrzała na niego zdziwiona.
-A teraz spróbuj się wyrwać...-Powiedział Andy, Elenę to trochę denerwowało powoli.
-Andy,nie dam rady, nie chcę już ćwiczyć. -Zmarszczyła brwi.
-Ok. Dobra. -Andy puścił ją. -Jak chcesz tylko żeby potem nie było "Andy pomóż" -Naśladował jej głos.- Nie zawsze będę w pobliżu i co by było gdyby...-Opuścił głowę. Chciał już wyjść z sali ćwiczeń, przeznaczonej przez Michael'a do tańca a nie do ćwiczenia walki.
-Czekaj!-Nagle krzyknęła nastolatka, chłopak zdezorientowany się odwrócił.
-Tak?-"Czyżby zmieniła zdanie?" pomyślał.
-Jest inny sposób na pokonanie ich albo chociaż walkę z nimi, jego wieeelkim pieprzonym gangiem? -Spytała znienacka odgarniając kosmyk włosów, zastanawiała się jak mogła teraz wyglądać. Roztrzepane na wszystkie strony włosy. 
-Jest. -Andy przełknął ślinę.
-A... Jaki? -Podniosła jedną brew do góry, ustała na przeciwko chłopaka.
-To...Nie! Nie!  Nie!  Zbyt ryzykowne! Nie chcę ciebie stracić. -Nastolatek krążył po pokoju.
-Andy... -Zaczęła, nie musiała nawet dokańczać już wiedział o co chodzi.
-Pistolet. -Rzucił hasło. Nastolatka zmrużyła brwi. 
-A gdzie moż...-Nagle spostrzegła że Andy wyszedł z sali. Szła korytarzem nie było go.
-Andy?! Gdzie jesteś? ! An...-Zaczęła się martwić on tylko przyniosł skrzynkę.
-Co to? -Nie musiała pytać ponieważ domyślała się co kryje się w czarnej skrzynce. Andy wyjął dwa pistolety. Dziwiła się skąd jej partner może mieć takie rzeczy ale wolała lepiej nie pytać.
-Nauczę cię strzelać albo przynajmniej odblokowywać pistolet. -Andy zmrużył oczy.
-A-andy ale jak? -Elen zamurowało, nie chciała nikogo zabijać bo nie miała powodu...chociaż NIE! Miała z chęcią zabiłaby Toma i jego bandę sukinsynów.
-No normalnie patrz...-Jeżeli to było normalne to gdzie konczyła się u niego ta "normalność"? Pokazywał jej wszystkie sztuczki ruchy, nagle zachciało jej się uczyć.
-Dobra na dziś starczy...Obiecałem że pojedziemy do klubu, ogarnij się i czekam na korytarzu. Okay?-Uśmiechnął się, w głębi duszy nie był dumny z tego że wciągnął w to wszystko Elen, ale chciał ją bronić, puki nie jest za puźno.
Nastolatka, już jutro nie, Andy też już nie był zresztą nastolatkiem ale wyglądał na niego. Ubrała czarną skurzaną mini do tego jakąś pasującą bluzkę na krótki rękawek, założyła czarne szpilki i zeszła na dół. Włosy pozostawiła rozpuszczone.
-Wooow...-Andy aż otworzył usta gdy zobaczył Elen. -Kusisz... -Przełknął ślinę.
-Zazdrosny? -Uśmiechnęła się Elen.
-Masz weź. -Podał jej pistolet. 
-Andy ale gdzie ja mam to...-Podniosła brwi.
-Schowaj, w torebkę ale najlepiej pod ubranie. -Był poważny, pestraszony? Bał się? !
-Ok. A ty? -Spytała z troską w głosie.
-Mam. -Wskazał na głęboką kieszeń, nie było nawet widać że miał coś w kieszeni. Czarne spodnie. Czarna bluzka. Czarna skurzana kamizelka. 
-Idziemy?-Zapytała się nie pewnie chłopaka.
-Jeszcze tylko chłopaki przyjadą i jedziemy. -Oznajmił.
-Chłopacy? Jacy?-Nie sądziła że się zrymuje, i dodatkowo jej głos w tamtym monencie nadał dość piskliwy ton. 
-Ashley, Jinxx, Jake i Christian. -Oznajmił patrząc cały czas na Elen
-Aa-ha chyba...-Jej wypowiedź przerwał dzwonek do dwrzwi.
-Heeej! -W drzwiach stanęła dwójka mężczyzn. Mieli tak samo czarne włosy jak Andy i byli podobnie ubrani...
-Hej! To jest Elena. -Wskazał ręką na dziewczynę.
-Hej młoda, ja jestem Ashley, to jest Jinxx. -Elena zbladła, wytrzeszczyła oczy.-Hahahah nie martw się. Z nami jesteś bezpieczna. -Uśmiechnął się Ashley, chyba to był szczery uśmiech.
-T-tak wiem. -Wymamrotała pod nosem. 
-To co idziemy?  -Zapytał Jinxx by przerwać ciszę trwającą ponad dwie minuty.
-Taaa...Elen wzięłaś pis...-Zapytał się na zaś niebieskooki.
-Mhm- Co miała powiedzieć? Nic jej nie przychodziło do głowy. Nie chciała nikogo zabijać tylko to jest pewne. Droga minęła im w spokoju, Elen czasami myślała że jakiś samochód ich śledzi od samego wyjazfu z posiadłości.
Natomiast inni ją uspakajali, twierdząc że po prostu jakiś samochód jedzie akurat w tym samym kierunku.
-Elen nie oddalaj się od nas za bardzo, musimy mieć cię na widoczności, dobrze?-To było bardziej stwierdzenie ale dla jej dobra.
-Dobrze. -Wysiedli z samochodu, już na zewnątrz słychać było klubową muzykę.  Jakieś pary się miziały, weszli głębiej do środka. Elen usiadła się przy barze, obserwowała tłum bawiących się świetnie ludzi. Nagle poczuła czyjś dotyk na swojej skórze, był to wysoki brunet, całe ręce miał pokryte tatuażami. Wydawało jej się że kiedyś go gdzieś widziała. Tylko pytanie brzmiało gdzie?
-Hej ślicznotko-Był pijany.
-Idź sobie...-Próbowała się wyswobodzić z uścisku, zoraz mocniejszego uścisku, szarpała się ten tylko się zaśmiał , nie dawała sobie rady.
-Andy!!! -Krzyczała ile miała sił.-Andy!!! -Wkońcu zauważyła go w tłumie, szedł w ich stronę, dzięki Bogu ją usłyszał. Za nim szedł Ashley i Jinxx. 
-Odpierdol się od niej!-Uderzył go z całej siły w szyję. Wykorzystał to że mężczyzna zwijał się z bólu, wziął Elenę z stamtąd.
-Wszystko ok?-Zapytał się z troską w głosie.
-T-tak...jestem tylko w szoku że no..tak szybko mnie usłyszeliście.
-Wracamy...kiedy indziej pójdziemy do klubu.-Oznajmił Andy.
-Przepraszam panienki...-Jinxx akurat rozmawiał z jakimiś dziewczynami. Jechali przez pół godziny. Elen już miała odkluczać dom ale dwrzi okazały się być otwarte. Dziwne...Weszli do środka,wszystko w tym samym stanie. 
-Alkohol, kawa czy herbata? -Zapytała dziewczyna.
- Ja alko. -Powiedział szybo Jinxx, wchodząc do kuchni.
-Dla mnie też.-Zawołali w tym samym czasie Andy i Ashley. Elen przewróciła oczami. Przyniosła do salonu drinki.
-Zagramy w butelkę?  -Zaproponował Ashley.
-Taaak tylko przyniosę butelkę, z mojego pokoju, zaraz wracam.
Pobiegła do pokoju, włączyła światło i to co zobaczyła...
-Hej kochanie. -Jakiś chłopak leżał u niej na łóżku.
-K-kim t-ty jesteś?  -Jej głos zadrżał. Chciała wybiec z pokoju. Całym ciałem przywarł ją do drzwi. Nie mogła się ruszyć.
-Andy!!!!! Jinxx!!!!!!! -Krzyczała najgłośniej jak umiała. 
-Cicho, nie krzycz tak. Jesteś tak piękna taka...-Zaczął ją całować po szyi. 
-Andy!!!!!! Jinxx!!!! Ashley!!!!!!!-zdążyła wykrzyczeć a już stali pod drzwiami.
-Czemu ich zawołałaś? Nie będzie zabawy. -Nie wiedziała kim był ten kretyn który do niej w tym momencie coś mówił, ale go nienawidziła. Szarpnął ją tak że leżała na podłodze, pisnęła z bólu. Andy wparował do środka, Jinxx i Ashley zostali.
-Zostaw ją ty kretynie! -Zawołał Andy. Nie wierzył własnym oczom Jack...
-Bo co mi zrobisz?-Prychnął
-Bo...- nie zdążył powiedzieć gdy Elen po raz drugi wstała.
-Andy!!! Tom. -Andy odwrócił się w stronę chłopaka. 
-Nie zrobisz tego. -Oznajmił.
-Owszem zrobię. -Złapał Andy'ego za ramię i przystawił mu do skroni diabelską zabawkę zwaną pistoletem.
-Przez was zginęli MOI rodzice! -Warknął.-Wszystko co miałem nagle się rozsypało!
Andy przypomniał sobie o pistolecie. Wyjął go "jeżeli zginę zabijając wroga, to mogę się poświęcić" pomyślał. Wycelowałw stronę zdziwionego Toma i strzelił. Elena usłyszała tylko wystrzał nie wiedziała kto kogo zabił czy w ogóle ktoś ucierpiał... Powoli otworzyła oczy.Obydwoje leżeli martwi.
-A-andy? A-andy?!-Rozpłakała się.
-Kocham cię i zawsze będę wybacz mi to wszystko co złe i to że ciebie to wciągnąłem. -Powoli zamykał oczy.-Wybaczysz?
-Andy tak ale ty nie zrobiłeś NIC złego dziękuję że mnie chroniłeś...ty nie możesz umrzeć!!!! An-d-y!! -Brakowało jej tchu. -Andy kocham CIĘ!
-Ja ciebie też...-Powoli tracił przytomność. Szybko złączyła ich usta w ostatnim pocałunku. Zamknął oczy. Umarł. Nie miał szans na przerzycie, rana w sercu.
-Andy!!!!!!!!!!!!! Nie!!!!!!!!! Andy!!!!! Dlaczego? !?!
Nie zauważyła nawet jak do jej pokoju weszli chłopacy. 
-Ashley. Wyprowadź ją z tąd. -Powiedział jak najspokojniej Jinxx chociaż zauważyła na jego oczach łzy.
-Nie nigdzie nie idę!!!! Chcę być tu z nim!!!! Gdziekolwiek teraz jest!  Wzięła kartkę i zapisała coś na niej.
-Mogę zostać sam na sam z...-Wskazała na martwe ciało Andy'ego leżącego w kałuży krwii. Tylko skinęli głową. Wyszli. Elena ostatni raz popatrzyła na Andy'ego. Na ten cały świat wzięła przyłożyła pistolet do skroni...i w tym momencie wszedł Ashley.
-Co ty?-
-Przepraszam. -To były jej ostatnie słowa. Strzał. Nie żyje. Jest z nim. 


Ciąg dalszy nastąpi wiem miałam napisać to w jednej notce ale się nie da.

wtorek, 6 października 2015

Ben'y Hill

Dni mijały, Elena nie dawała żadnych oznak życia, lekarze przez cały czas uspakajali Jackson'ów, oni musieli odpowiadać na pytania przed fanami o stan jej zdrowia, prasa nie dawała im spokoju, wypisywali coraz to większe kłamstwa. Andy ledwo żył, cały czas przesiadywał w szpitalu, przy łóżku nastolatki.
-Obiecuję, zabiję tego sukinsyna, tylko obudź się... Nie zostawiaj mnie, nas...Elen, jeżeli jest Bóg, to czemu nigdy nie pomaga? Czemu tak jest? -Andy się rozpłakał, nie chciał stracić jej, po tym jak ją odzyskał. 
-Andy chodź już...-Zaproponował Jack, stary kumpel Andy'ego. 
-Nie mogę, jeżeli się obudzi w tym czasie co wyjdę? Nie,nie, nie idę. -Pokręcił głową chłopak.
-Przyniosę ci kawę? Chcesz coś zjeść? -Dopytywał się Jack.
-Nie, dzięki, kawa wystarczy. -Andy podszedł pod okno, padało,  ciekawe gdzie jest teraz Michael, może dopiero wstał? Ale pewnie też nie spał całą noc... To było prawdą, nie mógł spać, Jasmin też. Zresztą każdy domownik tej nocy miał problem ze spaniem, w ostatnich dniach tylko trzy noce były przespane przez Michael'a, reszta w tamtym czasie spała. Dzisiaj było coś dziwnego, padało, nikt nie mógł usnąć. 
-Przełożymy datę ślubu?-Zapytała nagle Jasmin, patrząc na Michael'a, miał straszne worki pod oczami.
-Tak, chciałbym żeby była na nim Elen...-Powiedział zgodnie z prawdą i przykrył się bardziej kocem.
-Ja też chcę. -Stwierdziła czarnowłosa. -Mam wrażenie że coś się dzisiaj wydarzy...-Jej kobieca intuicyja nigdy nie zawodziła.
-Coś dobrego czy złego? -Michael z zaciekawieniem spojrzał na Jasmin.
- Tego to nie wiem. -Wzruszyła ramionami. Michael spojrzał na zegarek. Piąta nad ranem. Wyszedł z łóżka, założył szlafrok i kapcie.
-Gdzie idziesz?-Zainteresowała się Jasmin poprawiając włosy.
-Wyjrzę na balkon, zobaczę jaka jest pogoda...Chcę się przewietrzyć. -Oznajmił Michael, było mu słabo ale nie chciał nikogo niepokoić.
-Ahaa...Idę zrobić coś do jedzenia, za chwilę przyjdę.-Wyszła z pokoju, Michael został sam. Uroku jego samopoczucia dodawał padający deszcz i gęsta mgła, nie daj Boże jeździć w taką pogodę samochodem.
-Czemu wszystko musi się tak komplikować?! -Wykrzyczał, chciał jechać do szpitala, ostatecznie nie pojechał, nie chciał. Nie chciał widzieć swojej córki w takim stanie, po raz kolejny.
-Już jestem! Przyniosłam kanapki z pomidorem i... Wodę bo sok już się skończył. -Uśmiechnęła się sztucznie, kładąc wszystko na stoliku. -Bym zapytała co ci jest, ale już chyba wiem co.-Usiadła się na łóżku obok Michael'a.
 Tymczasem w szpitalu.
-Jake co tak długo?  Myślałem że się zgubiłeś. -Zażartował Andy, chociaż wcale a wcale nie było mu do śmiechu.
-Nie, eee... Pamiętasz Alice? -Zapytał się szatyn. 
-No, chyba tak...A co?- Nastolatek zmrużył brwi. Bawił się czarną bandamką.
-Kiedyś ci się podobała, i jest laska wolna. -Uśmiechnął się szeroko Jack.
-Ej ej ej jakbyś nie zauważył ja już mam dziewczynę...-Wskazał na łóżko szpitalne na którym leżała Elen. 
-A czy jaaa...-Chwila przecież może wykorzystać moment! -Chodzę z nią Andy. -Skłamał brunet. Nastała chwila ciszy.
-Z Alice? A chodź nawet z Kleopatrą...-Machnął ręką i z powrotem usiadł się na krześle.
-Ale z drugiej strony lepiej by mi było z tą twoją paniusią wiesz Andrew? -Uśmiechnął się Jack. Andy ruszył w jego stronę.
-Czemu mnie specjalnie wkurzasz?! Wiesz o tym dobrze Jack że jej nie zostawię dla pierwszej lepszej laski! Wynoś się Jack! -Andy był wkurzony.
-Wiesz co? Nie... Zostanę tu i jak się obudzi zdecyduje którego z nas chce. -Zaczesał włosy do tyłu.
-Przecież ona ciebie nawet nie zna! -Podniósł jedną brew do góry.
-Skąd wiesz? Spałem z nią tamtej nocy co ją olałeś-Zaśmiał się Jack, znowu kłamstwo.
-Na pewno z takim idiotą jak ty by...Nie...
-Co ty wiesz?  He?! Sam jesteś idiotą!- Popchnął go do tyłu, o mało co i Andy by nie wylądował na podłodze.-Spadam z tąd! Nie zależy mi na niej aż tak, idę do Alice.-Wyszedł z sali i trzasnął drzwiami. Nagle Andy'ego ktoś złapał za rękę.
-Andy...gdzie jestem? -Elen miała bardzo osłabiony głos. W końcu mógł spojrzeć w jej cudne oczy. 
-Elen, k-kochanie!!! Tak bardzo się cieszę! -Był bliski łez, ale tym razem ze szczęścia.
-Odpowiesz mi w końcu na pytanie? -Uśmiechnęła się delikatnie Elen.
-Szpital. -Chłopak rozejrzał się do okoła.
-Szpital? -Zdziwiła się nastolatka.
-Tak, straciłaś przytomność i...i...bałem, baliśmy się o ciebie. -Andy się rozpłakał.
-Ejjj...już jest dobrze...-Pogładziła go po głowie.
-My musimy sprawdzić stan zdrowia pacjentki...Możesz na chwilę wyjść?-znikąd wyrosła grupa lekarzy. 
-Dobrze, już wychodzę... Kochanie za chwilę wrócę. -Udał się na korytarz. Wyjął z kieszeni telefon i chciał zadzwonić do Michael'a jedno połączenie -nic. Drugie,trzecie też nic. Postanowił przedzwonić do Prince'a też nic.
-Cholera...-Przeklnął pod nosem. Nadzieja w Jasmin!! 
-Halo?-Jezuuu ktoś w końcu odebrał! Nareszcie! 
-Jasmin? Powiedz tacie że Elen odzyskała przytomność!-Andy nie potrafił w tym momencie ukryć uczuć.
-Serio? Jeny super!!! Już mówię im!-Jasmin też była zadowolona.
-Ok ja już kończę bo lekarz przyszedł do mnie pa! -Rozłączył się.
_
-Mike szybko się ubieraj! Lecę po dzieciaki! -Michael kompletnie nie rozumiał jej pozytywnej energii jeżeli Elen leżała tam w szpitalu i nie wiadomo czy nie...czy nie umrze.
-Co ci? -Spojrzał na nią jak na idiotkę.
-Elen się przebudziła! -Uśmiechnęła się Jasmin, Michael szybko zerwał się z łóżka.
-Dzięki Ci Boże! !! Tylko się nie zabij na schodach! -Taa fajnie tylko że Jasmin była już na górze. 
-Dzieciaki!!!! Elen się obudziła!!!! Zbierajcie się szybko i jedziemy do szpitala! !!!-Kobieta po kolei pukała do drzwi. Nie trzeba było długo czekać pięć minut i byli już na dole. 
__
-I kiedy Elen może wyjść?-Zapytał z zaciekawieniem Andy.
-Dzisiaj. Za dwie godziny. -Oznajmił doktor.
-Wooow fajnie! -Andy nie spodziewał się że będzie tak szybko jego ukochana w domu.
-Annnndyyyyy!!!!!-Nieee no jakaś fanka. -Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? 
-Taaak jak najbardziej- Usmiechnął się. 
-Dzięki, jesteś mega. -Pocałowała go w policzek.
-Umm... Dzięki (?) -Zabrzmiało to dwuznacznie. Jacyś fani podbiegli po autograf.
-Przepraszam ale nie mam czasu, muszę iść do dziewczyny...-Już miał otwierać drzwi gdy...
-Ona jest z tobą w ciąży? -Zapytał się ktoś wśród osób stojących koło niego.
-Nie. Nie jest. -Andy miał już dość na dzisiaj tych wszystkich pytań.
-Ktoś mi powiedział że zmienia co noc chłopaków! -Ktoś krzyknął. Jeszcze brakuje paparazzi. 
-Kto?! -Słaby punkt.
-Nie wiem jakiś koleś.-Powiedział zgodnie z prawdą facet.
-To nie jest prawdą. -Ochroniaż Andy'ego zauważył że chłopak nie daje sobie rady, powstrzymał fanów, tak by Andy spokojnie mógł wejść do sali.
-Oni na prawdę tak o mnie twierdzą?-Nastolatka płakała.
-Oni nie znają prawdy,nie martw się...-Zauważył kurtkę Jack'a.
-Ty tak o mnie też myślisz? -Zapytała nagle Elen.
-Oczywiście że nie. Kto ci takie rzeczy wygaduje?-Zapytał. Był zmartwiony tym że ktoś tak perfidnie kłamał.
-Nikt, po prostu tak... Pomyślałam.-Zrobiło jej się głupio że...tak pomy$lała.
-Elen NIGDY tak nie powiedziałem i nie powiem.ZAWSZE CIĘ KOCHAM.-Spojrzał jej w oczy.
-Ja ciebie też. ZAWSZE. -Złapała go za rękę.
-ZAWSZE. -Andy złączył ich usta w czułym pocałunku.
-Ehuem...Nie chcemy wam przeszkadzać ale...no jedziemy?  -Zapytał Blanket.
-Ile czasu tu jesteście?  -Zapytała Elen czerwieniejąc się.
-Od... Słowa "zawsze"  -Oznajmiła Paris.
-To...jedziemy?-Zapytała Jasmin, chciała pomóc Elenie zwracając na siebie uwagę. Tylko podziękowała jej uśmiechem.
-Tak. Andyyy? -Zapytała się Elen, Andy nie wiedzieć czemu wybuchnął śmiechem.
-No co? -Spytała zdezorientowana. Andy tylko pokazał na Prince'a. Robił głupie miny.
Gdy dojechali na miejsce Elena poszła z Andy'm na górę. Było po dziewiętnastej. Jasmin robiła kolację, dołączył do niej Michael.
-Miałaś rację.-Uśmiechnął się szeroko Mike.
-Z czym? Chcesz spróbować?-Nałożyła na łyżkę salatkę.
-Z tym że coś się dzisiaj wydarzy i się wydarzyło. No oczywiście! -Jasmin podała mu łyżkę.
-I co? Dobre?-Spytała z nadzieją w głosie.
-No wiesz... Nie, jest...Niesamowite!-Michael zaczął się śmiać gdy Jasmin zaczęła go gonić ze ścierką w ręku.
-Wystarczy jeszcze puścić tą muzyczkę z Ben'y Hill'a hahahaha -Mike zwijał się ze śmiechu.





piątek, 2 października 2015

Zamieszanie

-Ej słyszeliście to? -Zapytał z niepokojem jeden z nich.
-Na pewno duchy zajmują się tą szmatą... Dziewczyną Andy'ego...Nie wiem jak ona ma na imię...Ale Tom mówił że zasłużyli na to.

Andy poczerwieniał chciał już wyskoczyć z ukrycia i ich zabić... Ale w ostatnim momencie się powstrzymał. Gdy już poszli, pobiegł na górę i szukał Eleny. Coś mu mówiło że jest właśnie u góry. Szukał jej po pomieszczeniach. W końcu znalazł, płakała.
-Już ciii... Elen jestem tu... - Andy jak najszybciej odwiązywał liny. Nastolatka miała ślady na rękach od sznurów. -Chodź szybko.
-No, no... Jednak książę przyszedł po swoją... -Odchrząknął..Tom?! 
-Ty żyjesz?-Elena w końcu mogła coś powiedzieć.
-Ty hamie-Andy rzucił się na niego z wściekłością. Wziął metalowy pręt i uderzył go nim w głowę, tak by stracił przytomnoś. 
-Elen szybko...-Złapał nastolatkę za rękę i wybiegli z budynku. Na szczęście nie spotkali porywaczy. Pobiegli w bezpieczniejsze miejsce i Andy zadzwonił do Michael'a.
-Jesteśmy... Możesz po nas przyjechać? Jesteśmy w centrum handlowym.
-Jakim? -Zapytał ze zdziwieniem Michael.
-Tym najbliższym... Koło tego posągu.-Oznajmił chłopak.
-Ok. Zaraz będę. -O nic więcej się nie pytał tylko się rozłączył.
-Andy..a jeżeli oni znowu mnie...nas złapią? -Zaczęła płakać nastolatka.
-Nie... Nie martw się. Na pewno nie złapią... Przy mnie jesteś bezpieczna...-Głaskał ją po głowie. Dzięki Bogu że była cała i zdrowa. Miała szczęście że jej nie zabili. Michael już przyjechał. Wsiedli do samochodu. 
-Mogę się zapytać po co miałem po was przyjechać? -Zapytał zdezorientowany Michael.
-Elenę porwał gang Tom'a... On jednak żyje i... No... -Nastolatek się poplątał w myślach.
-Gdyby nie Andy może już bym była z mamą i ciocią.-Stwierdziła Elen odgarniając kosmyk włosów z oczów.
-Jezu...-Wzdrygnął się, na samą myśl co przeżyła jego córka. Droga do domu zleciała w miarę spokojnie. Elen z Andy'm poszła na górę. Michael przygotowywał posiłek.
-Gdzie byłeś?  Martwiliśmy się o ciebie. -Oznajmiła Jasmin. Michael ją przytulił.
-Elen porwali ale dzięki Boku znalazł ją jakimś cudem Andy i.. Ją uratował.-Michael'owi zleciało kilka pojedynczych łez po policzku.
-Hej.... Nie płacz.. Ważne jest że już jest bezpieczna. Prawda? -Uspokajała go Jasmin.
-Tak.. -Przyznał Michael, siadając na krześle obok narzeczonej.
-Porozmawiam z nią na ten temat... A! Wiem że to nie jest właściwy moment...ale na kiedy urzędowy? -Zapytała z ciekawością w głosie Jasmin.
-Czekaj miałem to gdzieś zapisane...O mam! -Pokazał jej karteczkę z datą i godziną. -Pasuje? -Uśmiechnął się skromnie. 
-Raju.....  No jasne! Moje urodziny! Dzięki.-Pocałowała go z czułością w usta.
__
-El... Nic ci złego nie zrobili? -Spytał kolejny raz Andy. 
-...-I znowu cisza.
-Elen spójrz na mnie. -Poprosił chłopak.
-Tak? Nic mi nie zrobili. -Kłamała, uderzyli ją, jakiś typek pociął jej rękę żyletką...
-Elen...-Przytulił ją chłopak. -Kocham cię. Nigdy cię nie zostawię. Obiecuję ci to.
-Wiem. -Wtuliła się w niego. Przez przypadek odsłaniając fragment ran. Andy szybko to zauważył.
-Oni ci to zrobili? -Bardziej stwierdził niż zapytał. Nastolatka tylko kiwnęła głową.
-Zrobili ci coś jeszcze? -Zapytał z troską w głosie Andy.
-Ni...-Zablokowała się,  nie wiedziała co powiedzieć.
-Tylko proszę cię nie kłam. -Odgarnął jej kosmyk włosów za ucho. Elen syknęła.
-Ała... -Złapała się za ucho.-Boli. -Andy zobaczył delikatne rozcięcie.
-Zabiję ich! -Wstał z łóżka.
-Andy nie...-Zaprotestowała nastolatka. Nie miała już sił. Straciła przytomność.
-Kochanie? Elen? Ej...-Andy ukląkł przy łóżku i płakał. Pobiegł na dół. Michael był w kuchni z Jasmin. 
-Elen.... Trzeba jechać do szpitala! Szybko! Straciła przytomność.-Andy spanikował.
-Jasmin zadzwoń po pogotowie szybko. Ja lecę do niej. -Powiedział i już go nie było. Andy nie wiedział co ma robić. Usiadł się bezradnie na schody i płakał. Paris właśnie wróciła do domu, wszyscy biegali i byli przerażeni, Andy był na schodach podeszła do niego.
-Co jest? -Płakał? Dziwne..
-Elen była porwana i potem ja ją znalazłem i teraz zemndlała. -Oznajmił Andy.
Karetka była w drodze. Wszyscy w domu byli w kompletnym szoku. Nie wiedzieli co robi. W końcu zajechała karetka. Zabrali nastolatkę do szpitala. Michael, Jasmin, Andy i Paris pojechali za karetką. Na szczęście zero fanów, zero paparazzi (jak na razie). Czekali godziny, lekarze robili najróżniejsze badania. Dziewczynom się przysnęło. Michael i Andy czekali cały czas na wyniki. 
-Myśli pan że Elen przeżyje? -Przerwał ciszę Andy.
-Wszystko jest w rękach Boga. -Stwierdził Michael. 
-Możemy się do niego pomodlić? -Zapytał.. Sam siebie nie poznawał. To nie on powiedział tylko ktoś, coś innego za niego. Nie pamiętał nawet kiedy ostatnio się modlił.
-Jasne. -Odmówili modlitwę trwała zaledwie kilka minut, ale Andy poczuł się inaczej, tak jakby ktoś mu się cały czas przysłuchiwał. 
Wyszedł lekarz. Michael aż podskoczył.
-Stan Eleny jest bardzo ciężki. Jeżeli wyjdzie z tego cało to będzie cud. -Oznajmił doktor.
-Wiadomo co jej jest dokładniej? -Zapytał Andy. Michael'a zatkało.
-Narkotyki połączone z wódką, do tego mocne rany na rękach i na prawym udzie.-powiedział po czym wszedł z powrotem do sali. Andy gorzko zapłakał, Michael był w szoku.
-Dobry Boże czemu akurat ona?-Spojrzał na sufit.
___
-Ej i co my teraz zrobimy? Podaliśmy jej śmiertelną dawkę. Jeżeli ktoś powie policji to pójdziemy do pierdla. -Zastanawiał się szatyn.
-Spokojnie, znikniemy na moment i się nie uczepią.-Machnął ręką Tom, miał gdzieś gdzie pójdzie mógł nawet iść do piekła ale musi dokończyć to co zaczęli jego rodzice. 



czwartek, 1 października 2015

porwanie

Nastał dzień w którym Andy miał  wrócić do Neverland'u... 
Elena wstała o ósmej rano, ubrała czarną bluzkę z logo Nirvany, ciemne jeansy i glany, włosy pozostawiła rozpuszczone. Zeszła na dół, do kuchni, zrobiła sobie kanapkę z nutellą i poszła do salonu. Cisza która panowała w domu oznaczała że wszyscy jeszcze śpią. Włączyła TV. Wiadomości... Znowu?! Ale przynajmniej się dowie co słychać na świecie. Wojna, uchodźcy... Ten temat nonstop. Elen wyłączyła TV, poszła na górę posłuchać muzyki. "Nirvana-In Bloom" tego potrzebowała...Dawno ich  nie słuchała...W ogóle nie słuchała muzyki. Po kilku minutach przyszedł do niej sms...tylko że dzwonek miała ustawiony inaczej...A zamiast Guns n' Roses...Whitney Houston, nie miała jej piosenek na telefonie... Dziwne. 
 "Wiem, możesz być zaskoczona ja z Twoją mamą piszemy sms'y z nieba... Jeżeli martwisz się czy Kim do nas trafiła, to wiedz że wszystko jest pod kontrolą. Dobrze zrobiłaś wysyłając Andy'ego na odwyk ale słabo że nic nie jadłaś i nigdzie nie wychodziłaś. Widziałam że kiedyś miałaś kłopoty z nałogiem, powiedziałam o tym Twojej mamie. Nie była zachwycona, ale dobrze że szybko się otrząsnęłaś. Kochamy Was i zawsze przy Was jesteśmy ale najbardziej Twoja mama. Pa. "
No no, tego to się nie spodziewała. I kolejny sms. Że co?! Znowu?Z nieba?!
"Hej kochanie... Dzisiaj wychodzę z kliniki. Przyjdź pod lokal gdzie ostatnio się spotkaliśmy.... Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię."
Szkoda że nikt nie widział jej miny, była bezcenna.
"Do zobaczenia. Ja C-I-E-B-I-E B-A-R-D-I-E-J K-O-C-H-A-M"
Wysłała.
"Ej ale o której?" " 13. Możesz?" "Tak!"
Słychać było że wszyscy już wstali. Co się dziwić, jest po dziesiątej.  Oznaczało że zostały jej tylko trzy godziny. Pomalowała się i uczesała - jedna godzina już stracona. Postanowiła pozostać w tych samych ciuchach. Zeszła na dół. 
-Tato? -Zapytała się Elen zaglądając do kuchni i salonu. 
-Michael pojechał pozałatwiać kilka spraw...-Zaczęła Jasmin.
-Urzędowych? -Zadrwiła Elen, poprawiając włosy przed lustren na korytarzu.
-Tak... A co chciałaś od taty?- Zainteresowała się... Czarnowłosa?!
-Zmieniłaś kolor włosów? -Nastolatka spojrzała z zaskoczeniem na Jasmin.
-Tak, ładnie mi. Czyż nie? Znudził już mi się kolor poprzedni więc przefarbowałam....- Usiadła na schodzie koło Elen.
-Umm... Taty chciałam się zapytać czy mogę iść pod lokal bo Andy już wraca...i...-Zaczerpnęła powietrza.
-Na którą jesteście umówieni? -Jasmin przeszła do sedna.
-Na trzynastą. -Odpowiedziała bawiąc się bransoletką.
-I wcześniej tego z nami nie ustalałaś?-Nastąpiła chwila ciszy. -Możesz iść... Tylko uważaj na siebie. -Zawołała zanim drzwi od domu się zamknęły.... I zaraz potem otworzyły.
-Dzięki. -I znowu się zamknęły.
Nastolatka szła już przez dobre pół godziny... Jak na razie nikt jej nie rozpoznał. I dobrze. 
-No nie! Zamknięte do odwołania serio?!-Kopnęła drzwi od zamkniętego lokalu. Stała pod ścianą i czekała. Zdziwiło ją że ludzie tędy już nie chodzą.
-O!!! Kogo my tu mamy hahahaha- Zaśmiał się koleś który właśnie stał na przeciwko nastolatki. -Dziewczyna Andy'ego...Chociaż za chwilę nią nie będzie... -Złapał Elen za podbródek. Jego twarz pokrywały blizny, był od niej wyższy i silniejszy. Elena spojrzała na niego przestraszona. Ten tylko się zaśmiał i puścił jej podbródek.
-Wiesz... Andy znajdzie sobie inną laskę... A o tobie zapomni. -Kontynuował Elenie zbierały się łzy do oczu.
-Nie! Daj mi spokój! - Nastolatka chciała już odejść gdy ten złapał ją w pasie, za bardzo. Elena prubowała się wyszarpać lecz jej się to nie udało.
-Nie radzę tobie... Zmęczysz się a to nie koniec. Hej! Chodźcie tu! Mam ją!-Zawołał chłopak. Zza ściany wyszedł najprawdopodobniej jego gang. -Nie szarp się suko!!! -Zawarczał gdy Elena prubowała znowu się wyswobodzić z jego rąk. -Zabierzemy ją do naszej bazy chłopaki. -Oznajmił.
-Nigdzie nie idę!!!!! Pomocy!!!! -Załkała. Poczuła tylko że ktoś jej przytyka jakąś chustkę do nosa i usnęła. Obudziła się dopiero po kilunastu minutach. Pomieszczenie było zaciemnione. Czuła że jest przywiązana do czegoś...nie mogła zobaczyć co to... Chciała coś powiedzieć ale coś, jakaś szmata była obwiązana na wysokości jej ust. Po jakimś czasie włączyło się światło.  Chłopak, gdzieś szesnaście lat, wszedł do środka.
-Andy ma cię w nosie. Zresztą jak wszyscy. Zobacz nikt do ciebie nie dzwoni. Nikt się nie pyta gdzie jesteś. -Kłamał. Zabrali jej telefon. -Chcesz wody? Będziesz piła dwa razy dziennie. -Oznajmił. Odkrył jej usta.
-Chcesz?-Zapytał. 
-Nie!-Gdyby nie liny Elena by trzęsła się ze strachu.
-Chcesz! -Wetknął jej z całej siły butelkę do buzi.
-Co to? -Skwasiła się... Ten nic nie odpowiedział tylko zakrył jej z powrotem usta.
Była przywiązana do jakiejś metalowej rury. 
-Nie zadawaj pytań!! My tu od tego jesteśmy ! Chcesz wiedzieć kto zabił Kim?!... Po co ja się pytam... My! Więc uważaj na swoje zachowanie.-Ostrzegł i wyszedł wyłączając za sobą światło.
____
-Gdzie ona jest?  Może zapomniała o spotkaniu? Pewnie...-Czekał już od godziny,  szedł już w stronę domu, gdy na schodzie od jakiegoś opuszczonego budynku zauważył taką samą bransoletkę jak ma Elen. Podniósł ją...Tak! To była ta! 
Zastanawiał się czy nie wejść do budynku. Może Elen poszła się ogrzać do środka? 
___
Tak, Elen szybko się grzała bo była przywiązana do rury przez którą przechodziło gorąco. 
-My idziemy tylko do sklepu. Zaraz wrócimy. -Oznajmił jeden chłopak. -Tylko się zz tąd nie ruszaj.- Zaśmiał się drugi.
____
Andy zauważył że ktoś schodzi po schodach...I to nie Elen tylko jakaś banda. Schował się w zaułku i przeczekał aż pójdą. 
-Ej słyszeliście to?-Zapytał z niepokojem jeden z nich.
-Na pewno duchy się zajmują się tą szmatą... Dziewczyną Andy'ego... Nie wiem jak ma na imię ale Tom mówił że zasłużyli na to...