-Wybieram...Prawe!
Susie otworzyła drzwi, było tam wiele aniołów? dusz? Byli ubrani na biało. Spostrzegła tam osoby ze swojej rodziny jak i sławne osobowości.
-Elen, pamiętasz jak opowiadałam ci o mojej mamie?- Zapytała Susie.
-Tak, a co?
-Chcesz ją zobaczyć?
-Pewnie!- Nastolatce podniosły się kąciki ust.
Podeszły do starszej pani która rozmawiała z jakimś panem.
-Mamo...-Zaczęła Susie z uśmiechem.
-Tak?- Kobieta odwróciła głowę w jej stronę.
-To jest Elen...Twoja wnuczka.-Wskazała głową na nastolatkę.
-Jaka ty jesteś duża! Pamiętam ciebie jako małą kruszynkę.-Uśmiechnęła się staruszka. -A to jest twój pradziadek. -Wskazała ręką na mężczyznę.
-Witaj kochana, ciasteczko? Może herbaty?- Zaproponował jej przodek.
-Nieee...dziękuję ale nie.
-Elena znalazła się tutaj właśnie przez herbatę- Wyjaśniła Susie. -Jak szybko mija ten czas, przepraszam was na chwilę, zapoznam ją z innymi. -Pociągnęła delikatnie córkę za rękę.
-Mamo? -Zapytała Elena.- Gdzie jest tat... To znaczy...- Nastolatka zająknęła się.
-Wiem o co ci chodzi...Otworzył czarne drzwi....
-To znaczy?-Przerwała jej dziewczyna, kobieta przymknęła oczy.
-Za czarnymi drzwiami jest piekło, pamiętaj nigdy nie otwieraj tych drzwi.
-Cześć Susie!Jak miło cię znowu widzieć! -To była Whitney Houston we własnej osobie. Elena nie potrafiła uwierzyć własnym oczom.
-Mamo! Ty znasz Whitney Houston? !
-Tak a co?
-Tutaj się wszyscy znają. -Chwila, ten głos wcale nie należy do Whitney ani Susie, nastolatka odwróciła się. Był to Kurt Cobain.
-Czemu nie mogę zemdleć? -Zapytała się po cichu tak żeby nie słyszał.
-Bo jesteś w niebie.- Dołączyła do nich Bobbie.
-Wiesz co Elen, może spędzisz jutrzejszy dzień z nami? -Zaproponowała Whitney.
-A mama może też?
-Mam coś do załatwienia. Sprawa życia i śmierci. -Spowarzniała Susie. Faktycznie była to ważna sprawa, chodziło bowiem o Kim.
*Tymczasem na Ziemi*
-Tato? - Paris spojrzała na Michael'a miną zbitego psa.
-Hmm?... -Michael kroił coś na desce.
-Może pojedziemy do Eleny, do szpitala?- Zaproponowała nastolatka.
-Nie, sądzę że to zły pomysł...-Pokręcił przecząco głową.
-Ale czemu?- Zapytał zawiedziony Prince.
-Doktor mówił że tydzień to tydzień. Nie chce tłumu paparazzi, a szczególnie rozpoznania mnie. -Stwierdził Michael, jeden niewłaściwy ruch nożem i się skaleczył. -Sss... Cholera!- Jęknął mężczyzna.
-Już daję ci plaster tato.-Blanket podał tacie plaster.
-Najpierw trzeba zdezynfekować.-Zarządziła Paris. Podała butelkę z płynem.
-Jejku, dzieci to tylko zwykłe skaleczenie. -Michael zrobił śmieszną minę.
-Ja dokończę robić sałatkę, tato idź z chłopakami obejrzeć mecz w TV.
-Poradzisz sobie? -Zapytał Michael na odchodnego.
-Tak, jasne.
W tym samym czasie Andy, Tom wraz z ich rodzicami obmyślali plan jak zniszczyć Jackson'om życie.
-A może tak ty i twój mąż opowiecie o wszystkim mediom? - Zaproponowała Kayla, upijając łyk czerwonego wina.
-Co o tym sądzisz?
-Ale o czym? - Spytał zdezorientowany i wyrwany z rozmowy współmałżonek.
-O powiedzeniu mediom jak Jackson nas potraktował i o tym że okłamał wszystkich...-Wstała i podeszła do okna.
-Świetny pomysł tylko kiedy wejdzie w życie?
-Może od następnej środy?
-A nie lepiej za dwa tygodnie?
-Wiesz, im szybciej tym lepiej.- Stwierdził Derek, upijając ostatni łyk wina.
Nie, tylko nie to. Jak oni mogą być tacy bezduszni i planować zemstę. Oby coś lub ktoś ich przed tym powstrzymał. Michael musi uważać. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥
Jestem! Awww *.* moje Whitney i Bobbi tam są! *.* Ten Andy i Tom... -.- Illuminaci... Ciekawe, co wymyslą xD Dobra już siedzę cicho i nic nie mówię! :D Bo mnie zabijesz xD czekam na nn! XD
OdpowiedzUsuń